Aktualności

Methanol High: Deszcze niespokojne

Nie da się ukryć, że w żużlu pogoda ma zawsze decydujący głos w sprawie planowego i bezpiecznego przebiegu zawodów. Mecze są odwoływane, przekładane, przerywane po paru biegach. Na to niestety ani kibice, ani zawodnicy czy działacze nie mają żadnego wpływu. Opady deszczu można jednak z łatwością przewidzieć, tor zabezpieczyć, a wszystkim zaangażowanym oszczędzić czas i pieniądze przeznaczone na dojazd i organizację.

Tak, dzisiaj będzie o pogodzie. Temat rzeka, wspaniały wypełniacz nudnych konwersacji i wieczny powód do narzekań. Bo za zimno, za gorąco, bo deszcz albo jego brak, a to za bardzo wieje. Zawsze źle. Miało być jednak o żużlu. Mamy połowę kwietnia i na dobrą sprawę do tej pory większość zaplanowanych zawodów została odwołana niż doliczyć by się tych, które faktycznie odbyły się zgodnie z planem. Cóż, taką mamy niestety porę roku. Ciągle pada, pogoda chyba za bardzo za tym naszym żużlem nie przepada.

Wychodzi na to, że najgorzej mają kibice z Wrocławia. Do Poznania wcale nie taki rzut beretem, żeby na każdy mecz bez problemów jeździć za swoją drużyną. Pierwszy wyjazd w miarę rozsądnej odległości, bo tylko do Zielonej Góry – odwołany, deszcz. Pierwszy mecz „u siebie” na Golęcinie – nadzieje co prawda były, ale zostały rozmyte tuż przed planowanym początkiem spotkania, gdzie tak naprawdę nikt się już tego nawet nie spodziewał. Prace na torze trwały w najlepsze a komentatorzy żywo zachęcali kibiców do poznawania się nawzajem. Na przesunięcie w czasie i dopicowanie toru czasu też już nie było, bo niestety nad poznańskim stadionem nie ma oświetlenia a robiło się już późno. Rybniczanie też zresztą mieli spory kawał do przejechania i też zostali odesłani z kwitkiem. Podobnie zresztą sprawa wyglądała dla tych, którzy z Leszna zdecydowali się wybrać na mecz do Tarnowa, swoją drogą ciekawa jestem czy ktoś się dzisiaj drugi raz pokusił o taką wycieczkę.

Ja naprawdę rozumiem, że chodzi tutaj o bezpieczeństwo zawodników i nie kwestionuję w żaden sposób tego, że to jest właśnie najważniejsze. Nikt nie będzie ryzykował kontuzjami szczególnie, że ten sezon ledwo co dopiero się zaczął. Wiadomo.

Zastanawia mnie jedynie dlaczego jest tak, że nikt nie potrafi takim sytuacjom zapobiec odpowiednio wcześniej. Przede wszystkim – mamy podobno XXI wiek, każdy ma też dostęp do telewizji czy Internetu. Potrafimy ze sporą dokładnością przewidzieć pogodę! Co więcej, każdy ma do niej dostęp, źródeł jest cała masa. Jeżeli zdecydowana większość z tych źródeł na, dajmy na to, trzy dni przed planowaną datą zawodów podaje, że będzie padać, to zapewne faktycznie będzie padać. Dlaczego jest tak, że jeżeli opady przewidywane są na całą noc przed i jeszcze od rana w dniu zawodów nikt nawet nie pokusi się o to, żeby chociaż nadać tym zawodom status zagrożonych? Albo może inaczej – dlaczego jedni są w stanie pomyśleć i odpowiednio wcześniej zareagować a innym to tak słabo wychodzi?

Próbuję, ale nie rozumiem. To nie jest koniec sezonu i nie brakuje terminów, na które można ewentualnie przełożyć zawody. Przecież z góry wiadomo, że takie czekanie do ostatniej chwili, bo może przestanie padać a może uda nam się poprawić stan toru, prawie zawsze kończy się odwołanym meczem. Po co więc ściągać wszystkich na stadion, jeśli można dzień wcześniej postanowić o przełożeniu spotkania na inny, bezpieczniejszy termin? Nawet jak się tych kibiców już ściągnie mimo deszczu, żeby pooglądali sobie w końcu żużel i zrobi się z torem tyle, na ile czas pozwala, to i tak jeden z drugim i trzecim powiedzą, że nie jadą bo jest niebezpiecznie. A oni przecież też muszą dojechać, przywieźć siebie, ekipę i sprzęt W końcu pojawi się sędzia, poprze ich, bo nie ma wyjścia i zawody odwołane, fajna wycieczka, może następnym razem się uda.

Natalia Schmidt
methanolhigh.com