Aktualności

Piotr Protasiewicz: Jeździecko zrobiłem kolejny mały kroczek

Zachęcamy do wysłuchania rozmowy z kapitanem Falubazu Zielona Góra - Piotrem Protasiewiczem. W niej m.in. o sezonie 2016 w wykonaniu PePe, o jego celach na sezon 2017, aktywności sportowej dzieci oraz roli rodziny Protasiewiczów w historii zielonogórskiego żużla.

Zobacz także: Marek Cieślak po sezonie 2016

Panie Piotrze sezon 2016 zaliczy Pan do udanych?
Z pewnością tak. To był dobry, jeśli nie bardzo dobry rok. Może nie udało się osiągnąć wszystkiego, ale z perspektywy czasu i chłodnej obserwacji uważam, że zrobiłem kolejny mało kroczek, jako żużlowiec i sportowiec. Udało mi się być lepszym zawodnikiem. Niestety kontuzja, która może nie trwała długo, pokrzyżowała moje indywidualne plany. Jeździecko uważam jednak, że zrobiłem kolejny krok do przodu. Praca, jaką wykonałem wspólnie z moim teamem daje mi dużą satysfakcję i przyjemność. Tak obrany kierunek będziemy z pewnością podtrzymywać.

Jeśli chodzi o złamania obojczyka to jest Pan już chyba rekordzistą. Który to już raz nabawił się Pan tego urazu?
To nie są takie cyfry, które nie pozwoliłyby pamiętać. Ostatnie trzy sezony to trzy złamania obojczyka. Tak jak przez osiemnaście lat był spokój, tak teraz trochę się tego nazbierało. Z pokorą, mozolnie rehabilituję barki i obojczyki. Mam nadzieję, że limit pecha już wyczerpałem.

Pana najlepszy występ ligowy to spotkanie derbowe w Gorzowie, czy w pamięci utkwiło ci jakieś inne spotkanie?
Myślę, że tych występów indywidualnie i jako cała drużyna mieliśmy kilka bardzo udanych. Na pewno derby w Gorzowie mają dodatkową moc i smaczek dla kibiców. Ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz pojechaliśmy w Gorzowie dobre zawody jako drużyna. Na pewno było to trzy, cztery lata wstecz. To był długo oczekiwany dobry występ. Był to jeden z dobrych meczów w wykonaniu moim i całej drużyny. Myślę jednak, że zwycięstwo w Gorzowie, po wcześniejszej porażce w Zielonej Górze, dało kibicom wiele radości.

W tym sezonie wiele razy wspominał Pan o wsparciu ze strony kibiców. Faktycznie było to odczuwalne podczas zawodów ligowych?
Uważam, że sytuacje, jakie powstały chociażby w minionym sezonie nie pokrywały się z pełnym wsparciem ze strony kibiców. W tym roku to jednak wróciło i dało się to odczuć. Ja uważam, że w sporcie zdarzają się momenty gorsze. To jest normalna rzecz, że po latach sukcesów przychodzi lekka zadyszka. Podobnie było z frekwencję. To pokryło się trochę z tymi naszymi pechowymi sezonami. Bardzo wierzę w to, że wróciliśmy mocniejsi jako klub, drużyna oraz kibice. Widzimy, że, oni są w 100% z nami. Wspierają nas i przychodzą w dużych ilościach na mecze w Zielonej Górze, ale co najważniejsze, mamy niesamowite wsparcie na wyjazdach. To nie jest żadne bujanie w obłokach czy próba podlizania się. Tak po prostu jest, a statystyki nie kłamią. Na wyjazdach mieliśmy zdecydowanie największe wsparcie wśród wszystkich drużyn.

W tym roku mniej razy startował Pan w Szwecji, co wielu kibiców przyjmowało z zaskoczeniem. Powodem tej absencji były przepisy regulaminowe?
Powodów tej absencji było kilka. Nie był to mój najlepszy sezon, jeśli chodzi o Szwecję i tu się nie oszukujmy. Zaczęło się wszystko od kontuzji, którą złapałem w jednym z meczów Elitserien. Później parę tygodni jeździłem w Polsce i udało mi się nie opuścić żadnego meczu ligowego. Po tygodniu od operacji siedziałem na motocyklu, po dziewięciu dniach jechałem już mecz ligowy. Tempo było więc bardzo duże, a nie było to delikatne złamanie. Po powrocie do Szwecji moja forma nadal nie była optymalna. Jechałem też troszkę zachowawczo. Później było kilka sytuacji, o których nie chciałbym mówić, bo są to sprawy wewnętrzne między mną, menagerem a zarządem. Nie chodzi tu o głośne tematy finansowe, bo zaległości było wobec wszystkich zawodników. Po siedemnastu latach uważam, że parę rzeczy można planować i załatwiać inaczej. Do tego doszły też sprawy regulaminowe. Indianerna podpisała kontrakt z jednym z zawodników pod numer 6/7, który jest ważny, bo jedzie trzy wyścigi z rezerwowym przeciwnej drużyny. Jego KSM był wyższy od pozostałych zawodników i jeśli jechał on to ja albo Niels Kristian Iversen nie mogliśmy jechać razem. Niels spisywał się znacznie lepiej, więc logiczne było to, że ja wypadałem ze składu. W moje miejsce wskakiwał Grzegorz Zengota, który miał niższy KSM ode mnie. Ja to oczywiście akceptowałem. Były jednak inne sytuacje, których ja nie rozumiałem. Nie chciałem jednak robić nerwowych ruchów. To są sprawy, które już załatwiliśmy wewnątrz klubu i nie ma sensu robić wokół tego medialnego szumu. Zobaczymy jak to się potoczy dalej. O dziwo mam kilka ciekawych ofert. Pierwsza była z właśnie z Kumli. Ja do tego klubu mam spory sentyment. Przejeździłem w nim już siedemnaście sezonów. Myślę, że nie ma drugiego takiego zawodnika szwedzkiego czy zagranicznego. Ja mam wrażenie, że idą lepsze czasy dla mojej szwedzkiej drużyny. Po ostatnim ligowym meczu dostałem bardzo szybko telefon, aby podpisać nową umowę. Zobaczymy jak to się dalej potoczy, bo mam kilka innych propozycji.

Skład Falubazu na sezon 2017 będzie wyglądał praktycznie tak samo jak w tym rok. To dobrze?
Ja nie jestem od ustalanie składu. Mogę tylko ocenić to stojąc troszkę z boku, choć jestem częścią tej drużyny. Wydaje mi się, że klimat, jaki był wokół nas dawał podstawy, aby starać się utrzymać ten skład. To się sprawdziło, było mało potknięć i wiele emocji. Kibice z pewnością byli zadowoleni. Jak widać zarząd także, bo szybko chciał dojść do porozumienia. Jeśli chodzi o mnie to sprawa była jasna, ponieważ miałem ważny kontrakt i jedyna kwestią była opcja przedłużenia. Nie było więc z mojej strony marudzenia, czy jeżdżenia po innych klubach. Ja jestem na innym etapie, z inną filozofią jazdy na żużlu. Ja mówiłem oficjalnie, że moim marzeniem jest to, aby skład z tego roku udało się zatrzymać. Cieszę się, że tak się stało. Myślę, że gdyby Krystian nie kończył wieku juniora, to też zostałby z nami. Reguły są jednak niestety inne. Mamy jednak następców, młodych chłopaków i czas działa teraz na ich korzyść. Każdy kolejny sezon, miesiąc czy mecz to dla nich na plus. Po tym jak wielu najlepszych juniorów przeszło w wiek seniorski nie będziemy w tej formacji bez szans. Jeśli chodzi o seniorów to uważam, że moc mamy odpowiednią.

W regulaminie Ekstraligi na sezon 2017 wprowadzone zostanie prawdopodobnie ograniczenie startów w ligach zagranicznych. To Pana zdaniem dobre rozwiązanie?
Jak były głosy, że poza liga polską będzie tylko jedna liga zagraniczna, to nie uważałem tego za dobry ruch. Proszę sobie wyobrazić, że zawodnik podpisuje kontrakt w Polsce i po dwóch miesiącach traci miejsce w składzie. W Szwecji najczęściej kluby podpisują kontrakty z kilkunastoma zawodnika i też nie ma tam gwarancji startów. W takiej sytuacji w połowie roku może okazać się, że taki zawodnik nie ma gdzie jeździć i tylko trenuje. Natomiast, jeśli poza ligą polską zawodnik może startować w dwóch innych ligach, to jest to dobre rozwiązanie. Jeśli założenie było takie, aby stworzyć jak najwięcej terminów rezerwowych i zadowolić kibiców, to jak najbardziej się pod tym podpisuję. Każdy zawodnik jest w stanie tak zapiąć sezon ilością meczów, że w zupełności powinno to wystarczyć

Od kilku lat mówi się o tym, że sport żużlowy wymiera, ale z roku na rok radzi on sobie dobrze. W jaką stronę Pana zdaniem podąża speedway?
Ja uważam, że żużel nie ma się źle. To jednak ostatni gwizdek, aby wziąć się za porządne szkolenie w klubach. Już dzisiaj nie mamy wysypu talentów na pozycjach juniorskich jak było kilku lub kilkanaście lat temu. Ja pamiętam, jakie było szkolenie w klubie za moich czasów. Wiem, jakie były nabory, jaka była frekwencja i jak wyglądała weryfikacja. Z takie naboru po dwóch lub trzech latach minimum jeden zawodnik trafiał do podstawowego składu. Gdybyśmy spojrzeli na ostatnie sezonu to tak niestety nie jest. Trzeba w tej kwestii wprowadzić najwięcej zmian. To oczywiście nie jest moja działka, ale mam wrażenie, że to do końca nie jest ten kierunek.

Cele na sezon 2017? Można już o takich rzeczach mówić, czy na chwilę obecną skupia się Pan wyłącznie na odpoczynku?
Mam taki charakter, że szybko się regeneruję. Nawet, jeśli był to bardzo ciężki sezon, to po dwóch trzech tygodniach myślę już o nowym sezonie. Dla mnie sprawy są oczywiste. Mój poziom sportowy daje mi aspiracje, aby czuć się nie gorszym od zawodników z krajowej szpicy. Tu moje plany nic się nie zmieniły. Ja chcę jechać w Pucharze Świata. Nie chce być zawodnikiem, który tylko pojedzie na kilka zdjęć czy na obóz szerokiej kadry, o ile oczywiście w niej będę. Uważam, że przy zdrowych i jasnych zasadach będę zasługiwał na złapanie się do węższej grupy. Mam tylko nadzieję, że przejadę kolejny rok bardziej szczęśliwie i dobrze w niego wejdę. Już dzisiaj swoim tokiem idą przygotowania sprzętowe. Indywidualnie chciałbym też powalczyć o cykl Grand Prix, może SEC. Zobaczymy jak to się poukłada.

Jednym z celów będzie z pewnością przekroczenie liczby 2000 punktów zdobytych w Ekstralidze. Aktualnie na Pana koncie jest 1804 oczek wywalczonych od czasu wprowadzenia nowej formuły rozgrywek, czyli od 2007 roku.
Ja nie skupiam się na takich rzeczach. Dzisiaj odpoczywam i poświęcam się rodzinie, która odczuwała mój brak. Od końca marca do końca września priorytetem dla mnie jest jazda. Teraz jest czas na rodzinę, odpoczynek, ale też na leczenie kontuzji. Kilka drobnych urazów jeszcze jest i chciałbym być w 100% sprawny do okresu przygotowawczego. Później zacznę już ostrą pracę, bo zdaję sobie sprawę z mojego wieku. Jeśli chcę nadal być na odpowiednim poziomie, to muszę tę pracę wykonać. Ja mam swoje cele, wiem, do czego dążę i będę to sumiennie realizował. W roku 2017 chcę być jeszcze lepszym żużlowcem.

Syn Piotr w tym roku zaliczył kilka dobrych występów w zawodach kartingowych. Po sezonie żużlowym jeszcze czas na rodzinę, ale także na wsparcie syna?
Zgadza się, aczkolwiek jego sezon już tez się zakończył. W tym roku wywalczył on indywidualne medale mistrzostw Polski, więc osiągnął więcej niż tata. Ja się z tego cieszę, bo wiem, jaką sprawia mu to radość. Niestety karting w Polsce, choć jest tu kilku chłopaków z dużym talentem, to kwestia budżetu, odpowiedniego zaplecza i inwestycji. Są one zdecydowanie większe niż w żużlu na poziomie mistrzostw Świata. Niestety, ale ta przygoda z motosportem w wydaniu kartingowym potrwa jeszcze dwa, może trzy lata. Piotr też świetnie tańczy, trenuje taniec towarzyski i myślę, że jak się poświęci i wykorzysta swój talent, to ma szansę zawalczyć w tej dyscyplinie.

Czyli na ten moment syn jest bliżej tańca, niż motocykla żużlowego?
Dzisiaj trudno cokolwiek powiedzieć, bo on ma dopiero 11 lat. Córka również bawi się poważnie w taniec towarzyski. Ja bardzo bym chciał, że by syn został w motosporcie, bo sprawia mu to dużą frajdę. Ja jestem jednak realistę i widzę jak to wygląda. Tu ma szansę się realizować i dużo więcej zależy od niego. Oczywiście zawsze poświęcić muszą się też rodzice i sprawić odpowiednie warunki. Wydaje mi się, że syn ma szanse w tańcu i jeżeli to wykorzysta, to może mieć wiele frajdy i przyjemności.

Po kim w takim razie taneczny talent odziedziczyli dzieci? Po tacie, czy po mamie?
Po tacie na pewno nie. Myślę, że tu po żonie syn odziedziczył to coś. Ma niesamowitą łatwość i dużo, dużo talentu.

Na koniec pytanie o jubileusz 70-lecia sportu żużlowego w Zielonej Górze. Nazwisko Protasiewicz zapisało się w historii klubu bardzo mocno. To pewnie kolejny powód do dumy prawda?
Ja się bardzo z tego powodu cieszę. Tata zaczynał jeszcze w Zgrzeblarkach, ja jestem zawodnikiem, który zaczynał jeszcze w Falubazie. Za tych czasów przychodziłem do szkółki i widziałem jak to wyglądało. Jakbyśmy tak prześledzili wszystkie lata to faktycznie gdzieś to nazwisko się przewijało. Tata jeździł jedenaście lat, ja jeżdżę ponad 20. Cały klub ma dziś 70 lat, a Protasiewiczowie są w nim prawie 40 lat. Wydaje mi się, że nie ma zbyt wiele rodzin, które tak długo są w sporcie. Ja cieszę się bardzo, że w tych czasach jestem w klubie. Większość zielonogórskich legend znam osobiście i bardzo im kibicowałem. Andrzej Huszcza to mój autorytet i pierwszy żużlowy idol. Pamiętam jak z otwartą buzią oglądałem jego jazdę. Później razem jeździliśmy na zawody. Na początku byłem zły, że nie mogę z nim wygrać. Później byłem zły, że już ze mną nie jeździ i odchodzi z klubu. Następnie od niego odebrałem kapitańską opaskę. Mam przeczucie wewnętrzne, że to jest mój klub i moje miejsce. Owszem były lepsze i gorsze momenty, ale ja nie wyobrażam sobie zakończenia kariery w innym miejscu niż Falubaz.

Kiedyś Pana idolem był Andrzej Huszcza, a teraz Pan jest idolem dla młodych zawodników. To chyba ważne, aby młodzi ludzie w jakimkolwiek sporcie mieli takiego lokalnego idola, do którego będę mogli się upodabniać?
Trudno równać mi się do Andrzeja Huszczy. To legenda i nikt nie jest w stanie dorównać jego oddaniu do klubu i długość jazdy. Ja mam tą radość, że jestem wychowankiem klubu, który osiągnął w żużlu najwięcej. Jeden z dziennikarzy kiedyś rozpisał mi wszystkie moje osiągnięcia i jak policzył te medale, to zrobiło mi się przyjemnie. Owszem mamy tez świetnych wychowanków, jak chociażby Patryk, który w młodym wieku osiągnął niesamowite sukcesy i jest na najlepszej drodze, aby nadal promować klub i Zieloną Górę na arenie krajowej i międzynarodowej. Ja jednak jeżdżę dłużej, to i sukcesów mam więcej. Cieszę się, że ta praca nie poszła na marne i daje efekt.

Dziękujemy bardzo.
Ja również dziękuję. Na końcu chciałbym podziękować moim sponsorom, którzy są ze mną. Owszem jedzie się fajnie, robi się dobry wynik, ale bez zaplecza sponsorskiego nie byłoby to możliwe. Dziękuję firmie Pentel, która jeśli ze mną zostanie, to będziemy obchodzić 20 rok współpracy. Nie ma drugiej takiej firmy, która jest z zawodnikiem tak długo. To już moja rodzina. Do tego firma Ekantor.pl i państwo Marcinkiewiczowie, z którymi jestem w ciągłym kontakcie. To są też firmy Extrans i Garcarek, które także są ze mną kilka lat. Bardzo serdecznie im dziękuję i wierzę, że będą ze mną do końca żużlowej kariery.