Aktualności

Przy żurku i mazurku z Andrzejem Huszczą

Jak Andrzej Huszcza spędza Święta Wielkanocne? Zapraszamy do lektury świątecznego wywiadu z legendą zielonogórskiego żużla, w której m.in. poruszamy temat opóźnionego startu rozgrywek ligowych.

Panie Andrzeju na początku chcielibyśmy zapytać o Pana zdrowie? Jak Pan się czuje i jak radzi sobie w tej trudnej dla wszystkich sytuacji? 
Z moim zdrowiem jest wszystko w porządku. Nie ukrywam jednak, że trochę mi się już nudzi. Starałem się zawsze aktywnie spędzać czas i w ten sposób dbać o zdrowie. Teraz muszę się jakoś dostosować do obecnej sytuacji. Wszystko jest mocno ograniczone, trzymamy się wszystkich obostrzeń.
 
Pewnie brakuje rowerowych wycieczek czy wizyt na basenie? 
Jak tylko wychodzę z domu, to staram się jechać rowerem. Teraz na zwykłą wycieczkę pojechać nie możemy, więc jadę na przykład do sklepu po zakupy. W domu mam też stacjonarny rower i na nim próbuję się ruszać. Oczywiście, to nie to samo, ale nie mamy obecnie innego wyjścia. Ja mam też to szczęście, że przy domu mam podwórko, więc mogę wyjść i tam trochę się poruszać i coś zrobić. 
 
Nie zapominajmy też o żużlu. Wybrałby się Pan pewnie na stadion przy W69? Nawet na zwykły trening? 
Dokładnie tak. Chciałbym pójść na stadion, spotkać się z wszystkimi i zobaczyć jak jeżdżą. Na razie to jednak niemożliwe. W tej chwili jeszcze nie wiemy, kiedy zawodnicy wrócą do treningów. Wszystko zależy, jak pandemia się będzie dalej rozwijała.
 
Wydaje się, że obecna sytuacja najbardziej uderzy w najmłodszych zawodników. Jaką ma Pan dla nich radę, aby przetrwać ten czas? W czasach, kiedy Pan stawiał pierwsze kroki na żużlu, taka sytuacja jak dzisiaj byłaby trudniejsza, czy łatwiejsza dla zawodników? 
Najgorsze, co się może stać, to rezygnacja z ich strony. Chłopaki muszą to przetrzymać, a będzie dobrze. Mamy taką, a nie inną sytuację, ale musimy sobie z nią wszyscy poradzić. 
 
Wierzy Pan, że sezon żużlowy w tym sezonie się rozpocznie? 
Wydaje mi się, że tak. Może jeszcze nie w maju, ale w czerwcu, czemu nie? To jest możliwe. W różnych artykułach czytałem, że kluby mogłyby organizować nawet dwa mecze w tygodniu. Być może sezon zostanie skrócony i nie pojedziemy fazy play-off. To zależy od tego, kiedy byśmy rozpoczęli jazdę. Jestem jednak optymistą i czekam na pierwsze mecze. 
 
Coraz głośniej mówi się o meczach bez udziału kibiców. To oczywiście duży problem dla wszystkich. Pana zdaniem to lepsze rozwiązanie, niż odwołanie sezonu i roczna przerwa? 
Bez kibiców nie ma sportu. To oni nakręcają wszystko: rywalizację, atmosferę. Samemu to można jeździć w beczce śmierci, jak kiedyś u nas na Winobraniu. Żużel musi być jednak z kibicami.
 
A brał Pan kiedyś udział w meczu ligowym bez kibiców? 
Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Żużlowcy jeździli zarówno w święta, jak i w dni powszednie, ale nie było takiego meczu, na którym brakowałoby kibiców.
 
Jest Pan zatem optymistą i liczy na to, że w tym roku spotkamy się na stadionie? 
Oczywiście. Głęboko wierzę, że w tym roku spotkamy się z kibicami na stadionie w Zielonej Górze oraz na innych obiektach żużlowych w Polsce. 
 
I tym miłym akcentem przejdźmy do Świąt Wielkanocnych. W tym roku wyjątkowo w okrojonym składzie przy stole, ale pewnie rozmowa telefoniczna z wnuczkami będzie? 
Pewnie tak. Ja z córkami, wnuczkami czy moją mamą utrzymujemy stały kontakt. Aktualnie jest on mocno ograniczony, ale robimy wszystko, aby go podtrzymać. W święta w domu będziemy jednak tylko we dwoje, czyli ja i żona. Połączymy się z bliskimi telefonicznie i złożymy życzenia. W obecnych czasach technologia przychodzi nam z pomocą, ale to nadal nie zastąpi tradycyjnego spotkania.
 
Na stole tradycyjne potrawy, czy może jakieś specjały ze Śląska, skąd pochodzi Pana żona?
Pojawią się tradycyjne potrawy, choć oczywiście w mniejszych ilościach. Różnego rodzaju ciasta, szynki, jaja, żurek. Ja staram się nie mieszać w sprawy kuchenne. Mi smakuje wszystko.
 
A jak jest Pana ulubiona potrawa wielkanocna? 
Ulubionej potrawy nie mam. Może na Boże Narodzenie byłoby łatwiej coś wytypować. Na Wielkanoc smakuje mi wszystko. Moja żona, wspólnie z córkami radzą sobie w kuchni bardzo dobrze.
 
W poniedziałek Śmigus Dyngus. Pan tego dnia zazwyczaj pojawiał się w parku maszyn z plastikowym jajeczkiem i wszystkich oblewał.
Dokładnie tak było. Przez lata mojej kariery żużlowej, ale także później, była to taka moja tradycja. Wykorzystywałem to, że mecze rozgrywane były w drugi dzień Wielkanocy. Zawsze starałem się być tym pierwszy, który obleje kolegów. Oni z czasem przyzwyczaili się do tego i element zaskoczenia znikał. Jednak miło wspominam te momenty. U nas w Raculi co roku jeździli też strażacy, ale teraz chyba tego nie będzie. Ja tradycyjnie w domu poleję trochę moją małżonkę.
 
Czego chciałby Pan życzyć kibicom? 
Przede wszystkim wytrwałości, żebyśmy doczekali się startu rozgrywek ligowych, ale także innych zawodów. Dużo spokoju i zdrowia. Tego samego mogę życzyć naszym zawodnikom. Wiem, że niecierpliwie oczekują powrotu na tor. To się stanie. Musimy jednak jeszcze trochę poczekać.