
Cieszę się, że udało się wrócić na tor, ale początek sezonu uważam za słaby, bardzo słaby, poniżej moich oczekiwań. Zawiodłem sam siebie na początku, ale później było zdecydowanie lepiej - powiedział Oskar Hurysz, z którym podsumowaliśmy sezon 2025.
Startujesz w Zielonej Górze od dwóch lat. Jak postrzegasz ten klub i nasze miasto?
Najważniejsze było dla mnie, aby trafić do klubu, w którym zyskam możliwość rozwoju. Zżyłem się z klubem, kibicami, miastem. Znam już je i lubię. W sezonie przeniosłem tutaj warsztat i często pomieszkiwałem. Bardzo lubię atmosferę wokół Falubazu, to, co się dzieje przed meczami, po meczach. Chciałbym w tym uczestniczyć jak najdłużej, dlatego w przyszłym roku planuję się przeprowadzić na stałe.
Jak ocenisz miniony sezon?
Pod względem wyników nie ocenię go zbyt dobrze. Inni zawodnicy i działacze też pewnie mają podobne zdanie i nie patrzą na to zbyt optymistycznie. Nie jest to żadna tajemnica, że początek sezonu zawaliłem. Później zacząłem się rozjeżdżać, nabierać doświadczenia sprzętowego. Spędziłem w warsztacie sporo nocek, poświęciłem wiele czasu na pracę przy przy sprzęcie, co poskutkowało. Niestety, później miałem wypadek, który jednak mnie sporo nauczył. Cieszę się, że udało się wrócić na tor, ale początek sezonu uważam za słaby, bardzo słaby, poniżej moich oczekiwań. Zawiodłem sam siebie na początku, ale później było zdecydowanie lepiej. Na pewno na nowy sezon patrzę optymistycznie, bo nabrałem ogromnego doświadczenia żużlowego. Więcej też wiem o tym, czego chcę od siebie i swoich motocykli. Wiele pracy muszę w to włożyć, ale ta praca w warsztacie daje mi radość, frajdę, to jest to, co lubię i chcę robić dalej.
Bardzo szybko wróciłeś po wypadku na tor. Co się na to złożyło?
Początek sezonu. Potrzeba wsparcia drużyny. Po tym pierwszym meczu w Rybniku widziałem, że przydadzą się dodatkowe punkty. Wiadomo, że ich nie gwarantowałem, ale też bardzo chciałem dołożyć swoją cegiełkę i pokazać kibicom, działaczom, że to nie jest jeszcze koniec w tym sezonie, możecie na mnie liczyć! To było moją motywacją. Tym bardziej chciałem się zrewanżować, że były momenty, w których trochę zawiodłem. Czułem też, że robię mocną rzecz, bo ten powrót był bardzo szybki. Bardzo mnie to napędzało, wiadomo też, że wiązało się z ogromem pracy podczas rehabilitacji, na siłowni, przy ćwiczeniach izometrycznych. Zacząłem rehabilitację dwa dni po operacji, nie było to łatwo, łzy w oczach i walka z ogromnym bólem, ale widziałem, że jest progres. Bywały i gorsze chwile. Ale mijały tygodnie, noga reagowała coraz lepiej, ja czułem się coraz pewniej i postanowiłem spróbować. Jeśliby się nie udało, to spakowałbym się i wrócił do domu. Decyzji o powrocie na pewno bym nie zmienił.
Bałeś się?
Na pewno się stresowałem, ale czy się bałem? Strach też jest normalną rzeczą, szczególnie, że z tego samego toru 47 dni wcześniej karetka mnie zabierała. Ale zauważyłem w tym sezonie, że im więcej się stresuję, mam więcej tego sportowego stresu, to jazda lepiej mi wychodzi. Od pierwszego biegu czuję pełne skupienie. Mogę się denerwować, do nikogo nie odzywać, po prostu być zestresowanym, ale jak już założę kask, gogle i podjadę pod taśmę, to mam tak mocny poziom skupienia, wiem, co robić, że to mi sprzyja. Nie stresuję się stresem. Przestałem się stresować, że się stresuję. Wiem, że to proces, który każdego dotyka, bardziej lub mniej. Kiedyś próbowałem z tym walczyć, nie chciałem się temu poddać, tylko zrobić wszystko, by przestać się stresować, bo przecież zaraz mecz. Ale w końcu zacząłem to akceptować.
Jak teraz wygląda rehabilitacja?
Moja rehabilitacja koncentruje się teraz wokół ćwiczeń izometrycznych. To też nie jest proste, choć czuję się już dobrze, noga też fajnie pracuje. Pełny zrost w udzie zajmuje trzy miesiące. Rehabilitacja będzie więc trwała tak długo, jak będę czuł, że jej potrzebuję. Właściwie każde moje przygotowanie do sezonu będzie powiązane z tym, aby tę lewą nogę bardziej naginać.
Jak oceniasz nasz poziom w U24 Ekstralidze? Przez pewien czas byliśmy bowiem liderem.
Uważam, że gdybyśmy pojechali pełnym składem, to finał byłby nasz. Bardzo dobrze nam szło, wygrywaliśmy mecz za meczem. Wygraliśmy nawet z Toruniem na ich torze, a to nie było łatwe, bo oni potem walczyli w finale z Wrocławiem. Szkoda, że tej wisienki na torcie nie udało się zgarnąć. Bardzo się cieszę, że U24 Ekstraliga zostaje, choć wiem, że zmienia się trochę formuła. Dla nas to super inicjatywa, bo to objeżdżanie ligowe. Procedura jest taka sama jak na lidze, tylko mniej kibiców.
Jakie masz plany na przyszły sezon?
Na pewno chciałbym stabilnie jeździć. Mieć w jeździe mądrość, którą wykorzystałem w meczu z Rybnikiem i przełożyć ją też na inne tory. Nie ukrywam, że chciałbym znacznie zwiększyć swoją średnią. Indywidualnie chciałbym awansować do IMPJ i z dobrej strony pokazać się w Srebrnym Kasku i pojechać choć na eliminacje do SGP2. To będzie mój ostatni sezon w kategorii juniora, dlatego mam wobec siebie trochę oczekiwań.
Niedawno karierę zakończył Jarek Hampel. Jak zareagowałeś na tę wiadomość?
Bardzo mnie zaskoczyło. Jarkowi należy się ogromny szacunek i podziw za całą karierę, za to, co zrobił dla polskiego speedway’a. To sportowiec z ogromną wiedzą. Cieszę się, że przez dwa lata mogłem z nim jeździć w jednej drużynie. Każda rada od takiego zawodnika jest na wagę złota. Poza tym, z Jarkiem zawsze można było porozmawiać bardzo normalnie. Nie ma chyba w żużlu człowieka, który by go nie lubił.
Piotr Protasiewicz też nie poprowadzi w przyszłym sezonie naszej drużyny. Jak wspominasz Waszą współpracę?
Właściwie trafiłem tutaj dzięki panu Piotrowi. Wszystko zaczęło się od spotkania w Gnieźnie, gdy jeszcze byłem zawodnikiem PSŻ. Miałem tam zostać, ale pan Piotr przyczynił się do tego, że zdecydowałem się podpisać roczny kontrakt w Zielonej Górze. Byłem bardzo zadowolony ze współpracy z trenerem, co sprawiło, że podpisałem kolejną umowę. Dużo wskazówek od pana Piotra otrzymałem o zielonogórskim torze, więc szkoda, że ta współpraca się zakończyła.
Dziękuję.