Niezniszczalny i niezatapialny Andrzej Huszcza. Legenda Falubazu. Na żużlu jeździł do 50-tki. Dziesięć lat później wspólnie z żoną Małgorzatą zaprasza kibiców na przyjęcie urodzinowe i prezentację drużyny. To już 10 marca. Rezerwujcie sobie wieczór. Będzie wyjątkowo.
Był pan kiedyś u wróżki?
Andrzej Huszcza: – Nie, bo czuję się człowiekiem spełnionym. Do 50. roku życia robiłem to, co kocham – jeździłem na żużlu. Podobno w niedzielę nie powinno się pracować, ale ja drwa nie rąbałem, nie piłowałem, tylko dostarczałem ludziom rozrywki, adrenaliny. I śmieję się, że najwięcej zarobiłem w niedzielę. Dobrze, że się nie urodziłem, jak Napoleon na Rosję szedł, bo wtedy na żużlu bym nie pojeździł. Ale mi się udało i jestem szczęśliwy, więc nie potrzebowałem żadnych wróżbiarskich porad. Za to czytam wieczorami horoskopy, żeby wiedzieć, co mnie czeka następnego dnia i zawsze mi pasują.
Wyczytał pan, że 10 marca w Zielonej Górze odbędzie się największe przyjęcie urodzinowe w historii miasta właśnie dla pana?
Andrzej Huszcza: – A, coś w Lubuskiej pisali…Wszystkich serdecznie zapraszam na okrągłą, jubileuszową rocznicę moich urodzin. 60 lat minęło rekordowo szybko. Zapraszam wszystkich sympatyków, kibiców, ludzi, którzy chcą przeżyć ten wieczór razem ze mną.
Małgorzata Huszcza: – Rodzinie i znajomym mówimy: przyjdźcie na CRS. Tam w tym roku robimy urodziny Andrzeja!
Jak wygląda zwyczajny dzień u Huszczów?
Małgorzata Huszcza: – Całe życie był u nas ruch, gwar. Maja najszybciej wyszła za mąż i się wyprowadziła, ale wnuczki wychowywałam tak do 3-4 roku życia, więc ciągle coś się działo. Potem Kasia wyjechała, a niedawno i Iwona wyszła za mąż. Dzień po ślubie poszła na swoje. Goście wychodzą, a ona za nimi. Ja się pytam: gdzie ty idziesz, a Iwona, że do swojego domu. Zostaliśmy więc we dwoje.
Andrzej Huszcza: – Ale w piątki już wnuczki przyjeżdżają i znów się dzieje. Nic nawet obejrzeć nie można, bo one chcą Harry’ego Pottera, a żona serial. U mnie całe życie rządzą kobiety, a ja pod pantoflem. Ale kto by ze mną wytrzymał, jak nie Małgosia!
Małgorzata: – W 1978 na stadionie na Śląsku się poznaliśmy, za rok to już będzie 40 lat jak jesteśmy razem. I bez żużla żyć nie potrafimy. Na mecze całą rodziną chodzimy z Raculi na piechotę. To pół godziny spaceru. A poza tym, jak są dobre zawody, to kibice stawiają samochody w Raculi, więc jak mamy podjechać?
Andrzej: – Kiedyś idziemy na mecz i ktoś nagle mówi: pan Andrzej pieszo na stadion? Odpowiadam, że samochód stoi w Raculi. Na co facet przechodzący obok, z Żagania chyba: mój też w Raculi, a ja w śmiech, że mój to pod domem.
Mamy symboliczny rok. Pana 60-tka przypada, kiedy Patryk Dudek debiutuje w Grand Prix.
Andrzej: – Dla mnie Patryk to „Gogo”. Ten przydomek wziął się chyba od tego, bo mu powiedziałem, że jak czegoś nie zrobi, to zostanie jak misiu gogo. Patryk jest szybki, dobry, przygotowany do wygrywania fizycznie i psychicznie. Pięknie ucieka rywalom.
Małgorzata: – Jestem ciekawa jego występów w Grand Prix. Ostatnio na Balu „Tygodnika Żużlowego” w pierwszej trójce najlepszych żużlowców znaleźli się: Zmarzlik, Dudek, Pawlicki – wszyscy z Grand Prix. I to jest ich najlepszy czas.
Andrzej: – A u nas Protas ciągle radzi sobie doskonale, choć już trochę lat ma. Jest naszym filarem. W tamtym sezonie martwiłem się o niego, kiedy złamał obojczyk, a on kilka dni później już się ścigał. Twardy zawodnik. Profesjonalista.
Małgorzata: – Tyle lat chodzę na żużel i chyba o Andrzeja tak się nie bałam, jak o Protasa. U Andrzeja wiedziałam, że będzie dobrze, że nic się nie może stać. A u Protasa ta szybkość...
Andrzej: – …on ryzykownie trochę jeździ, ale tak w tym sporcie trzeba. Odpuszczasz? No to dziękujemy.
Dziesięć lat temu, w grudniu 2007 podczas prezentacji zaskoczył pan wszystkim decyzją o końcu kariery. Żałuje pan?
Andrzej: – Nie. Miałem już 50 lat i uznałem, że to właściwy moment, choć nawet rodzina tego nie podejrzewała.
Małgorzata: – Zostałam wtedy w domu z wnuczką i dowiedziałam się na końcu. Nasza Kasia, która często pomagała Andrzejowi przy motorach, mówi po powrocie z prezentacji: jak mogłaś mi to zrobić, nic nie powiedziałaś! Ale o czym? – pytam. – Że tata skończył jeździć. – No chyba żartujesz! Kasia chyba z tydzień z nim nie gadała. Nawet święta były wtedy trochę smutne, bo myśleliśmy, że mu się odmieni.
Ale w tym roku na prezentacji na pewno będzie wesoło. Czego panu życzyć z okazji 60-tki?
Andrzej Huszcza: Żebym doczekał drugiej…Ale tak naprawdę – szczęścia. Jeśli będę miał szczęście, będę miał i zdrowie. Już nie będę powtarzał żartu o Titanicu. Tam mieli bogactwo i zdrowie, tylko szczęścia zabrakło.
Dziękuję.
BILETY NA PRZYJĘCIE URODZINOWE ANDRZEJA HUSZCZY I PREZENTACJĘ FALUBAZU CIĄGLE W SPRZEDAŻY