Trener Falubazu Zielona Góra po meczu z Unią Leszno nie znał odpowiedzi na pytanie dlaczego jego drużyna tak wysoko przegrała. Stwierdził, że jego zawodnicy przez całe spotkanie szukali przełożeń.
Wyobrażałem sobie, że ten mecz przynajmniej nie będzie do jednej bramki. Stało się to co wszyscy widzieli, ale najgorsze jest, że nadal nie wiemy o co chodzi. Szukaliśmy w ustawieniach w prawo, w lewo, wyżej, niżej i nic to nie dawało. Jason swoje biegi zwyciężał, inni próbowali go naśladować ale nie wyszło. Gospodarze pojechali dzisiaj fantastyczne zawody i tyle w tym temacie. Byli dużo lepsi, wynik sam tłumaczy.
Mieliśmy kiepskie starty i byliśmy bezradni. Jeżeli zawodnicy klasy światowej, mówię tu o Doylu czy Dudku, który wczoraj w Grand Prix stał na podium, przegrywali z juniorami to nawet rezerwy taktycznej nie miałem jak zrobić, bo nie było za kogo. Zimny prysznic dostaliśmy ale to nie znaczy, że się sezon skończył. Leszno jest na papierze faworytem ligi i dzisiaj to udowodniło. Teraz musimy myśleć o najbliższych dwóch meczach i je wygrać.
Wydawało mi się, że cały czas jechaliśmy z przełożeniami za nisko. Jason Doyle poszedł wyżej i mówił, że jest dobrze. Inni zawodnicy zrobili tak samo ale nie przyniosło to skutków. Druga seria położyła nas na łopatki, bo przegraliśmy z rzędy trzy razy po 5:1. Powietrze z drużyny zeszło.
Najlepiej zrobić jedną rzecz - zapomnieć. Człowiek dostanie w manty i musi się z tego podnieść. Tragedii na razie bym nie robił, bo jest to dopiero drugi mecz - zakończył Marek Cieślak.