Aktualności

Żużel to obowiązki, których się nie ominie

Za Damianem Pawliczakiem udany sezon 2019. Wychowanek zielonogórskiej szkółki szczególnie dobrze prezentował się w zawodach młodzieżowych, w których nasza drużyna wywalczyła dwa złote medale. W szczerej rozmowie z falubaz.com Damian opowiada o swoich dotychczasowych dokonaniach, oraz planach na przyszłość.

Damian, w jednym z wywiadów powiedziałeś, że jesteś zadowolony ze swoich wyników w sezonie 2019. Który cieszy Cię najbardziej?\
Szczególnie ucieszyły mnie wyniki drużynowe w zawodach młodzieżowych. Mistrzostwa Polski Par Klubowych, finał DMPJ, nawet półfinały i ćwierćfinały były przez Falubaz, przez naszą trójkę zdominowane. Nie można się oszukiwać, takie są realia. Choć może tego nie było widać po meczach ligowych. Jednak w ostatnim pojedynku z Częstochową, w walce o brązowy medal, razem z Norbertem pokazaliśmy, że liczymy się nawet w tym seniorskim gronie. Młodzieżowe wyniki mogą zadowalać mnie, trenerów, kolegów moich z drużyny, bo kawałek historii zapisaliśmy. 

W minionym sezonie odbierałeś medal za zwycięstwo w DMPJ po 31 latach i w MMPPK po 18 latach. Jak się przeżywa takie sukcesy będąc wychowankiem klubu? 
Czułem wielką radość, uczucie nie do opisania. Niektórzy mogą powiedzieć: kawałek metalu i nic więcej, ale dla mnie to znaczy naprawdę wiele. Zawsze marzyłem o sukcesach sportowych. Jak widać marzenia się same nie spełniają. Je trzeba spełniać. 

Z chłopakami spędzałeś bardzo dużo czasu podczas zawodów, ale i poza nimi.  Atmosfera napędzała Wasze wyniki?
Podczas zawodów staraliśmy się sobie pomagać, podpowiadać. Tabela była nieraz tak ułożona, że jeden z nas jechał w pierwszym, a dopiero potem np. w 12 biegu. Tyle biegów przerwy i nie wiadomo było nawet, jakie zmiany poczynić. Staraliśmy się wspólnie pracować, obserwować, jak zmienia się tor, podpowiadać sobie. Po zawodach młodzieżowych też sporo czasu spędzaliśmy razem. Złapaliśmy kontakt. Fajnie nam się jeździło. Mam nadzieję, że przyszły sezon będzie pod względem wyników i naszych kontaktów taki sam, a nawet lepszy. 

Jesteś zawodnikiem, który bardzo dużo czasu poświęca na pracę przy sprzęcie. To pomaga w przygotowaniach do meczu? 
Jestem ze swoimi motocyklami zżyty, moje życie się wokół nich kręci. Sporo czasu spędzam w warsztacie. Teraz jest zima, a ja siedzę w warsztacie i dłubię, żeby się przygotować do następnego sezonu. Siłą rzeczy kontakt z mechanikami się łapie lepszy. Mam też pewność, że motocykle są przygotowane tak, jak ja tego chcę i oczekuję - bo sam je dla siebie przygotowuję. W tym sezonie nie miałem żadnego defektu. A jeżeli jakieś zdarzą się  niepowodzenia, to pretensje mogę mieć tylko do siebie. Chyba, że to byłaby rzecz martwa, np. silnik skończył swój żywot, albo łańcuszek się urwał, a na to nie mamy wpływu. 

Starty w PGE Ekstralidze, łączyłeś z intensywną jazdą po Polsce w turniejach młodzieżowych. Tak duża liczba startów działa na Ciebie motywująco? 
W pewnym momencie sezonu, jak było naprawdę gorąco, po 30 stopni, intensywność startów dawała się we znaki. Treningi, przygotowanie motocykli, zawody młodzieżowe, liga...Siłą rzeczy człowiek był zmęczony, ale szybko do tego trzeba było przywyknąć. Im dalej w sezon, tym było łatwiej. Nie było problemu z kondycją, bo dobrze przepracowałem poprzednią zimę. 

Który wyścig w sezonie 2019 uważasz za najlepszy w Twoim wykonaniu,
Największą radość czułem w meczu z Fogo Unią Leszno. Jechałem z czwartego pola, po dobrym starcie wyprzedziłem Janusza Kołodzieja, broniłem się przed jego atakami. Trochę więcej objeżdżenia, pazura i może już wtedy bym swoją pierwszą trójkę przywiózł. Ale i tak dwa punkty w obsadzie: Janusz Kołodziej, Jarosław Hampel i Martin Vaculik były bardzo ważne dla mnie. To było takie moje przełamanie. Ta dwójka była dla mnie bardzo ważna, bo zdobyłem ją na zwycięzcy jednego z turniejów Grand Prix. Nawet silnik, którym jechałem wtedy - tak pół żartem pół serio - nazwaliśmy z kierownikiem Tomkiem Walczakiem “Janusz”. Długo będę pamiętał ten bieg i zawody z Unią Leszno, bo szarpałem sobie punkty, nie odstawałem od reszty, mimo że w pierwszym biegu przywiozłem zero. Pierwszą trójkę zdobyłem w meczu z Częstochową w juniorskim biegu. Apetyt był na następną, ale skończyło się upadkiem nie z mojej winy, ale jednak. O dobrym wyniku zespołu decyduje systematyczność każdego z nas. Jak się przywozi zero, to wiadomo, że nie powiększamy wspólnego dorobku. Ale nawet jeden, dwa punkty, a co najważniejsze zwycięstwa biegowe, windują ten zespołowy wynik. 

Czy uważasz, że przejście w wiek seniora Maksyma Drabika i Bartosza Smektały, przyczyni się do tego, że wśród młodzieżowców będzie większa rywalizacja i mobilizacja?
Nie patrzy się na takie kwestie. Jakbym się nad tym zastanawiał, to skupiłbym się tylko na jednym biegu. A mamy ich trzy. Przekonałem się na własnej skórze, że nawet jeśli pierwszy bieg nie wyszedł, miałem kolejne szanse i chciałem je w 100 procentach wykorzystać. W derbach z Gorzowem miałem dwa zera z rzędu i nagle dwójka wpadła, dlatego nie skupiam się na jednym biegu, tylko na całych zawodach. W juniorskich biegach odstawałem może czasami od kolegów, ale goniłem ten swój indywidualny wynik w biegach z seniorami. 

Skład Stelmetu Falubazu się zmieni. Jakie mógłbyś wskazać plusy nowej drużyny w porównaniu z sezonem 2019.
Jak każdy z nas przepracuje solidnie zimę i się przygotuje do sezonu sprzętowo, fizycznie, mentalnie - bo to też jest ważne, to  jest w stanie wygrywać z każdym rywalem. W PGE Ekstralidze jest taki poziom, że nie ma słabych zawodników. Ktoś, kto jechał jeden sezon gorzej, w następnym może być nie do uchwycenia. To jest sport, każdy element odgrywa istotną rolę. 

Zielonogórska szkółka żużlowa, której jesteś wychowankiem wciąż ma nowe pomysły na szkolenie. Najnowszy to nawiązanie współpracy z pilską Polonią. Jakie masz zdanie na ten temat? 
Dla nas, dla chłopaków z Zielonej Góry, czy też juniorów, jak Norbert Krakowiak oraz dla innych zawodników, którzy może na razie nie łapią się do tego ligowego składu pierwszej drużyny,  zawody w piątek czy w sobotę, byłyby świetnym rozwiązaniem. To dodatkowy kontakt z motocyklem, jazda w czterech spod taśmy, dzięki czemu łapie się doświadczenie. Gdyby finalnie doszło do porozumienia między klubami, takie rozwiązanie, według mnie, byłoby mega fajne i przydatne. 

Jak będą wyglądać zimowe przygotowania, kiedy je rozpoczynasz? 
Będzie tak samo jak w roku ubiegłym, bo to się sprawdza, nie planuję tego zmieniać. Mam ten cykl od dwóch lat, wtedy zrzuciłem parę kilogramów. Podtrzymuję dzięki tym przygotowaniom wagę i mam na tyle siły, by cały sezon przejechać. Podczas przerwy między zawodami, kiedy nie ma ligi, ani młodzieżówek,  wykorzystuję czas na rower, basen, bieganie. 

Chciałbym z Tobą jeszcze chwilę porozmawiać o naszej szkółce. Często pojawiasz się na treningach naszych najmłodszych adeptów i też im pomagasz. Nad czym trzeba pracować, by z poziomu adepta w szkółce, przejść do zawodnika ligowego? 
Trzeba naprawdę chcieć być w żużlu i umieć słuchać innych. Nawet, jak się jest mega talentem, a nie będzie się słuchać trenerów, mechaników, osób, które chcą dla nas dobrze, to za wiele się nie zdziała. Do pewnego momentu może wystarczy sam talent, a później tego zabraknie. Dla mnie sezon 2020 to ostatni rok w juniorskim gronie. Talentem wielkim siebie nazwać nie mogę,  ale chciałem osiągać w tym sporcie sukcesy i pracowałem. Może coś zrozumiałem trochę za późno, ale zrozumiałem i od tamtej pory nie pozwalam już sobie na jakieś uchybienia. Cały czas słuchałem trenera, słuchałem wszystkich i wybierałem dla siebie te najpotrzebniejsze mi informacje. Bez pomocy innych i bez talentu nie da się zajść w tym sporcie za daleko. Może teraz się wypowiadam jak mistrz świata, a żadnym mistrzem świata nie jestem, ale trzeba robić swoje, trzeba chcieć, trzeba lubić to, co się robi. I trzeba wiedzieć, że nie zawsze będzie łatwo ani kolorowo. Żużel jest fajny w telewizji, ale naprawdę są to obowiązki, których się nie ominie.