Dokładnie 17 lat temu, 30 maja 2004 roku, cała żużlowa Polska okryła się ponownie żałobą. Zaledwie po dwóch miesiącach od śmierci Roberta Dadosa fanów Speedwaya wstrząsnęła informacja o tragedii jednego z najbardziej utalentowanych zawodników w historii zielonogórskiego klubu – Rafała Kurmańskiego.
Popularny „Kurmanek” urodził się 22 sierpnia 1982 roku w Zielonej Górze. Licencję żużlową zdał 11 maja 1999 roku na torze w Toruniu jeszcze w tym samym sezonie zadebiutował w lidze. Jego kariera nabrała prawdziwego rozpędu tak naprawdę dwa lata później. Do dziś wielu kibiców pamięta jak niepozorny żużlowiec w zielonym kewlarze i z „Myszką Miki” na plastronie pokonywał na ekstraligowych torach największe gwiazdy światowego żużla. Swoją postawą na torze wywalczył sobie miano krajowego lidera drużyny, która jednak musiała pożegnać się z najwyższą klasą rozgrywkową.
fot. Tomasz Gawałkiewicz
Jazda na zapleczu ekstraligi nie przyhamowała rozwoju „Kurmanka”, a wręcz przeciwnie. Rafał ponownie był obok Billego Hamilla najjaśniejszym punktem zespołu i walnie przyczynił się do szybkiego awansu, będąc zarazem autorem wspaniałej szarży podczas meczu decydującego o zwycięstwie w rozgrywkach pierwszej ligi. Przypomnijmy, że ostatni mecz pierwszej ligi miał miejsce na torze głównego rywala naszej drużyny – Startu Gniezna. Do połowy spotkania przewagę mieli gospodarze. Para Rafał Kurmański – Billi Hamill w wyścigu jedenasty zapewnia ZKŻ minimalne dwupunktowe prowadzenie. Kolejny cios zielonogórzanie wyprowadzali w biegu trzynastym, tym razem za sprawą świetnie spasowanego „Kurmanka” oraz Andrzeja Huszczy. Goście powiększyli przewagę do sześciu punktów przed dwoma ostatnimi gonitwami. Gospodarze żeby zwyciężyć musieli wygrać dwa ostatnie biegi. W czternastym po wyjściu ze startu na prowadzeniu była para Startu: Krzysztof Jabłoński i Jarosław Łukaszewski. Jednak na drugim wirażu Rafał minął „po dużej”, czyli w swoim stylu, obu rywali zapewniającym tym samym zwycięstwo naszej drużynie.
fot. Tomasz Gawałkiewicz
W sezonie 2003 na ekstraligowych torach „Kurmanek” radził sobie bardzo dobrze. Zespół wzmocniony Rafałem Okoniewskim oraz doświadczonym Piotrem Świstem był o krok sprawienia niemałej sensacji i awansu do pierwszej czwórki. Niestety, dosłownie kilkuminutowe spóźnienie Hamilla oraz słabsza dyspozycja pozostałych zawodników podczas meczu w Bydgoszczy uniemożliwiły walkę o medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Warto również wspomnieć o występie Rafała w Grand Prix Europy na torze w Chorzowie, gdzie udało mu się wygrać jeden z wyścigów lecz ówczesny system rywalizacji (z podziałem na turniej eliminacyjny, główny i finały) uniemożliwił mu dalszą jazdę choć wszyscy byli zdania, że był to udany debiut. Rafałowi zabrakło również szczęścia w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów przed którym zmagał się z problemami zdrowotnymi. Ostatecznie z dorobkiem 8 punktów zajął siódmą pozycję, a zawody wygrał inny z reprezentantów Polski – Jarosław Hampel. Najgorsze jednak wychowanka zielonogórskiego klubu spotkało 25 września 2003 r. podczas finału Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski na torze przy Wrocławskiej 69. Po makabrycznym wypadku w jednym z wyścigów trafił do szpitala, gdzie zdiagnozowano u niego uraz dwóch kręgów szyjnych. Po operacji oraz rehabilitacji Rafał powrócił do przedsezonowych przygotowań choć miał chwilę zwątpienia czy jest sens uprawiać tak niebezpieczny sport.
Przed pierwszym rokiem startów jako senior na Rafale oraz drużynie presja była duża. Szeregi zielonogórskiego zespołu zasilili Indywidualny Mistrz Świata - Nicki Pedersen oraz Anglik – Lee Richardsson. Po całkiem udanym poprzednim sezonie oczekiwano, że drużyna powalczy o medale. Niestety, jeszcze w lutym Rafał Okoniewski doznał poważnej kontuzji nogi, co osłabiło formację seniorską. Dramturgii dodawał fakt, że miało to miejsce podczas charytatywnego turnieju piłki nożnej, którego celem było wsparcie poważnie kontuzjowanego wychowanka Unii Leszno a w przeszłości również zawodnika zielonogórskiego klubu – Andrzeja Szymańskiego.
fot. Tomasz Gawałkiewicz
Mimo to początek sezonu 2004 był dość obiecujący zarówno dla całego zespołu jak i Rafała. W trzech pierwszych spotkaniach Kurmanek był liderem, a w Zielonej Górze, mimo porażki na wyjeździe w Toruniu i u siebie z Wrocławiem nikt nie zakładał najgorszego scenariusza. Ten zaczął się od blamażu w Bydgoszczy, gdzie skazywana na pożarcie Polonia rozgromiła naszą drużynę 61:29 a totalnie bezsilny na torze był Kurmanek. Potem nadeszła bolesna przegrana z Częstochową, po której z prowadzenia zespołu zrezygnował trener Zbigniew Jąder oraz przewidywana klęska na wyjeździe z naszpikowaną gwiazdami Unią Tarnów. Najbardziej bolała bezsilność Rafała, który nie mógł znaleźć odpowiedniej mocy w swoich motocyklach.
Pewnym symptomem poprawy była postawa Rafała na torach w Szwecji i Anglii. Jednak pech nie opuszczał naszego zespołu. 16 maja zielonogórzanie jechali do Leszna. Na kilka godzin przed spotkaniem okazało się, że menadżer Jarosław Szymkowiak nie będzie mógł skorzystać z Piotra Śwista, który w ostatnim czasie prezentował wysoką formę. Skazywani na wysoką porażkę goście walczyli do końca choć w pewnym momencie było już 21:9. W szeregach naszej ekipy liderem był Nicki Pedersen a bardzo dobrze prezentowali się Rafał i Andrzej Huszcza. Para Pedersen-Kurmański dwukrotnie wygrała podwójnie, a zwycięstwo w biegu trzynastym sprawiło, że gospodarze prowadzili tylko dwoma punktami. Losy tego pojedynku rozstrzygnęły się w wyścigu czternastym, gdzie Rafał Dobrucki dość ostro zaatakował Kurmanka, wytrącając go z płynnej jazdy. Zawodnicy Unii wygrali podwójnie i zapewnili triumf swojej drużynie.
Przegrana 49:41 nie przynosiła wstydu – wręcz przeciwnie. Po zawodach Rafał zapowiedział w wywiadzie dla Zielonogórskiej Telewizji Przewodowej, że w rewanżu „postarają się wygrać spotkanie w Zielonce”. Kolejną dobrą wiadomością był powrót na tor Rafała Okoniewskiego. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę.
Niestety, incydent z sobotniego wieczora 29 maja prawdopodobnie przelał czarę goryczy. Choć od tego czasu minęło już sporo czasu wciąż trudno pisać o tym bez większych emocji. Wszyscy pamiętamy jaka atmosfera zapanowała przed spotkaniem z Unią Leszno jak tylko pojawiła się wiadomość, że „Kurmanek” nie żyje. Smutek, żal, rozgoryczanie no i oczywiście najważniejsze pytanie – dlaczego? Przygnębienie pogłębiało imię i nazwisko zmarłego zawodnika w programie zawodów ….
Wyczerpującą odpowiedź na to pytanie Rafał zabrał ze sobą do grobu. Dzisiaj wspominamy Kurmanka, pamiętając jego wspaniałe szarże i poświęcenie dla naszego klubu. Mimo swojej krótkiej kariery trwale zapisał się w historii zielonogórskiego speedwaya.
Rafał - Jedzieszzzzz zawsze z nami!