Tegoroczne zmagania o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata zbliżają się do nas wielkimi krokami. Inauguracja cyklu odbędzie się bowiem już w najbliższą sobotę. Tego dnia żużel ponownie zawita na PGE Narodowy. Wśród uczestników Grand Prix 2019 znalazły się dwa nazwiska, które kibicom Stelmet Falubazu Zielona Góra niewątpliwie są dobrze znane. Zarówno Patryk Dudek, jak i Martin Vaculik, na miejsce w tegorocznym turnieju czekać musieli do samego końca. Czy udowodnią, że nie bez powodu przyznano im dzikie karty? Jak prezentowali się w ostatnich latach? Chociaż zaletą “czarnego sportu” niewątpliwie jest jego nieprzewidywalność, warto czasem zaufać skromnym statystykom. A w przypadku reprezentantów Winnego Grodu prezentują się one obiecująco.
Zeszłoroczny cykl Grand Prix, a właściwie jego końcówka, nie oszczędził Patryka Dudka. Podczas półfinału w lidze szwedzkiej DuZers upadł na tor, w wyniku czego złamał prawą rękę. Tak poważna kontuzja wykluczyła go z dalszych rozgrywek żużlowych, w tym także ze zmagań o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Przed niefortunnym wypadkiem, zawodnik Stelmet Falubazu Zielona Góra zajmował 6. miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix. Niemniej jednak, jego przewaga nad rywalami była nieznaczna, a do końca turnieju pozostały jeszcze dwie kolejki. Finalnie, Patryk Dudek zakończył zawody na miejscu dziewiątym, tuż za “bezpieczną strefą”. Ostateczną szansą Polaka na walkę o tytuł IMŚ w roku 2019 była dzika karta, jednak i ona nie była pewna. W półświatku żużlowym mówiono o wstępnych decyzjach włodarzy Grand Prix na temat przydzielenia pozostałych miejsc w turnieju zagranicznym zawodnikom, ze względu na “za dużą liczbę” Polaków w zawodach. Ta informacja z pewnością nie uspokoiła nerwów Duzersa. Finalnie okazało się, że pogłoski nie były zgodne z prawdą, gdyż zawodnikowi Stelmetu Falubazu Zielona Góra przyznano dziką kartę - w pewnym sensie była to materialna rekompensata za pechowe zakończenie zmagań Patryka w roku 2018. W końcu nie nabawił się kontuzji specjalnie. Zwróćmy jednak uwagę na formę lidera zielonogórskiej ekipy przed wypadkiem. Chociaż nie był to okres zwycięstw, Dudek wciąż utrzymywał się w czołówce turnieju. Wygrane Grand Prix Szwecji, drugie miejsce w Pradze, a do tego liczne udziały w półfinałach. Niby niedużo, a jednak wystarczająco, aby wciąż kwalifikować się do walki o tytuł Mistrza Świata. Warto zauważyć, że był to sezon, w którym DuZers musiał włożyć wyjątkowo dużo pracy oraz energii w zmagania ligowe - w końcu nie często zdarza się, aby zielonogórska drużyna walczył o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Pamiętajmy, że na wyniki nie wpływają jedynie dobre silniki i wyjątkowo trafne dopasowanie do toru - liczy się również psychika zawodnika. Chociaż nie zawsze świadomie, presja przeważnie budzi w człowieku pewnego rodzaju zahamowania, wątpliwości, czy nawet słabości. Wróćmy jednak do zmagań Dudka w cyklu Grand Prix, tym razem “pod lupę” weźmiemy debiutancki sezon zielonogórzanina - Indywidualne Mistrzostwa Świata 2017. Idąc za przykładem rzymskiego wodza Juliusza Cezara, Patryk Dudek przyszedł, zobaczył i jak gdyby nigdy nic zdobył tytuł Wicemistrza Świata. Co więcej, zapisał się on na kartach historii jako najskuteczniejszy debiutant w cyklu Grand Prix. Tego roku przy swoim nazwisku DuZers zapisał 143 punkty i aż pięciokrotnie stawał na podium. Patrząc na osiągnięcia zielonogórskiego lidera, można powiedzieć tylko jedno - do zmagań o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata dołączył z niemałym przytupem. Czy w tym sezonie uda mu się powtórzyć “show” z roku 2017? Wydaje się, że nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań.
Tym razem nie końcówka, a początek - ze względu na kontuzję, Martin Vaculik inauguracyjny turniej Grand Prix 2018 musiał przenieść na trzecią kolejkę zmagań. Nie było to jednak udane ściganie w wykonaniu Słowaka. Po czterech biegach, wycofał się on z rywalizacji, ostatecznie zapisując przy swoim nazwisku jedynie trzy “oczka”. W kolejnych spotkaniach również nie szło mu najlepiej. Od defektów, poprzez upadki, aż do ostatniego miejsca na linii mety - czy powodem słabej jazdy Vaculika były uporczywe efekty kontuzji? Tego nie wiadomo, jednak cokolwiek utrudniało Słowakowi jazdę, ucichło wraz z szóstą kolejką Indywidualnych Mistrzostw Świata. Otóż, w zawodach odbywających się w Skandynawii, Martin uplasował się tuż za podium, bo na czwartym miejscu. Niewątpliwie był to tak zwany “moment przełomowy” dla ówczesnego reprezentanta Stali Gorzów. Potem było już tylko lepiej. W następnym turnieju Vaculik sięgnął po najwyższy stopień podium. Co więcej, zwyciężył on przy swojej publiczności - w Gorzowie. W następnych spotkaniach z dolnej części tabeli przeniósł się do środkowej. Nie wystarczyło to jednak, aby zakwalifikować się do pierwszej ósemki. Sezon 2018 zakończył na miejscu trzynastym. Podobnie, a wręcz identycznie, jak w przypadku Patryka Dudka, musiał on czekać na ogłoszenie dzikich kart. Wraz z opublikowaniem ostatecznej decyzji, Martin niewątpliwie odetchnął z ulgą. Po raz kolejny dostał szansę na starty w cyklu. Warto zauważyć, że tak jak w przypadku DuZersa - organizatorzy IMŚ wzięli pod uwagę kontuzję zawodnika, która uniemożliwiła mu starty we wszystkich turniejach. Skupmy się jednak na początkowych występach Słowaka, w końcu ma on nieco większe doświadczenie z Grand Prix niż jego tegoroczny kolega z drużyny. Swoją historię z walką o tytuł Indywidualnego Mistrzostwa Świata rozpoczął w roku 2013. Nie trwała ona długo, albowiem po średnio widowiskowym debiucie, kibice mieli okazję ponownie zobaczyć Vaculika dopiero w 2017 roku, kiedy to uplasował się na 9. miejscu - rozpoczynającym klasyfikację zawodników poza “bezpieczną strefą”. W przypadku Martina, warto zwrócić uwagę na pewną “przypadłość” - niewątpliwie ma on szczęście, jeśli chodzi o dzikie karty w cyklu Grand Prix. Wracając do sezonu 2017 - Słowak rozpoczął go z przytupem, bo od zwycięstwa. Kolejny raz na podium pojawił się w dziewiątej kolejce, gdzie pokonał go jedynie Matej Zagar. Podobnie jak w przypadku Patryka - chociaż na koncie Vaculika nie było widać wielu finałowych bitew, Słowak starał się utrzymać swoją pozycję w górnej części tabeli. Jak widać, zabrakło niewiele. Czy ten rok okaże się tym przełomowym? Kto wie, może zmiana klubu wyjdzie mu na dobre i stanie się największą motywacją dla słowackiego reprezentanta, dzięki której Martin Vaculik w końcu sięgnie po jeden z medali na Indywidualnych Mistrzostwa Świata. Niewątpliwie, podczas ligowego debiutu w barwach Stelmet Falubazu Zielona Góra zaprezentował się on imponująco.
facebook.com/VaculikRacingTeam
Dwóch reprezentantów z Winnego Grodu, dwie dzikie karty, a tylko jeden złoty medal na Indywidualnych Mistrzostwach Świata. Czy któryś z nich sięgnie po najbardziej pożądany przez żużlowca tytuł? Na ten moment wiadomo jedynie, że obaj mają ku temu obiecujące predyspozycje. Miejmy nadzieję, że kibice Stelmetu Falubazu Zielona Góra będą mieli spore powody do radości zarówno w lidze, jak i podczas tegorocznego cyklu Grand Prix.