KS Falubaz Zielona Góra wygrywa w Sławie i umacnia się na pozycji lidera 4. ligi. Po spotkaniu rozmawialiśmy z autorem zwycięskiej bramki dla zielonogórzan, Mariuszem Kaczmarczykiem.
KS Falubaz wygrywa z Dębem Przybyszów 1:0, ale trzeba powiedzieć wprost - nie był to efektowny mecz. Mało było płynnej gry, gospodarze postawili trudne warunki.
Nie było pola do popisu. Po pierwsze, był to mecz walki, jedna i druga drużyna nie odstawiała nogi. Boisko też nie pomagało, nie można było zbytnio pograć ziemią. Cóż, gospodarze „lagowali”, my też staraliśmy się coś grać, jednak nie za bardzo nam wychodziło.
Graliście z Dębem sparing całkiem niedawno, bo jeszcze przed miesiącem. Spodziewaliście się takiej gry ze strony gospodarzy?
Tak, tak. Dokładnie tego się spodziewaliśmy. Trener nam mówił, że będą grać długimi piłkami na napastnika. Dąb ma lepsze warunki fizyczne do takiej gry, stwarzali sobie sytuacje, ale ich nie wykorzystali. My jednak mieliśmy ich zdecydowanie więcej.
Jeżeli chodzi o twoją bramkę… Jeśli w okienku bramki była jakaś pajęczyna, to po twoim strzale już jej nie ma.
No nie ma (śmiech). Trenujemy to, akurat tak się zdarzyło, że dziś wyszło. W tym elemencie byliśmy lepsi, wygrywamy 1:0 i tyle.
Nie żal trochę, że nie ma dubletu po końcowym gwizdku? Szkoda tego rzutu karnego…
Jest pewien niedosyt, oczywiście. Ale najważniejsze jest to, że trzy punkty wracają do Zielonej Góry i z tego się cieszymy.