Miejmy nadzieję, że z powrotem Piotra Żyto zdobędziemy sukcesy dla kibiców - mówi Patryk Dudek dla falubaz.com. DuZers, który ma za sobą trudny sezon, jest spokojny o swoją najbliższą przyszłość.
Kilka dni temu mogliśmy obejrzeć film “Co z tym Dudkiem?”, w którym Kapitan Sowa w humorystyczny sposób poszukuje odpowiedzi na zagadkę sezonu 2019. A czy Ty wraz z teamem znaleźliście już główny powód Twojej nierównej formy?
Ciężko mi się wypowiadać na temat filmu, ponieważ jeszcze nie obejrzałem go w całości. Podczas podsumowującego spotkania ze sponsorami cały czas byłem gdzieś w ruchu i nie do końca się przysłuchiwałem i oglądałem. Niech Sowa szuka dalej - do przyszłego sezonu. My chyba wiemy, co było nie tak. Chociaż trudno wskazać wszystkie powody. Może jakbyśmy znaleźli je od razu, nie miałbym słabszej końcówki sezonu. Ale nie myślę już o tym, co zdarzyło się w tym roku. Chciałbym już się przygotowywać do następnego.
Zaczęło się jednak bardzo dobrze. W lidze zdobywałeś dwucyfrówki, a w Grand Prix byłeś nawet liderem klasyfikacji.
Wejście w sezon było dobre, tylko patrząc przez pryzmat, kibiców, sponsorów nie pamięta się tego, co na początku. Wszyscy się skupiają na ostatnich meczach. Zazwyczaj mnie kryzys dopadał, tylko gdzieś w środku sezonu. Teraz najtrudniejsza była końcówka, a każdy najbardziej zapamiętuje te ostatnie zawody i mecze ligowe. Jak na 12-letnią karierę, uważam, że ta mała zadyszka po tylu latach, tchnie w nas świeżość. Jechałem trochę słabiej niż przyzwyczaiłem kibiców, ale nie myślę już o tym.
W jednym z wywiadów trener Adam Skórnicki powiedział, że być może powodem Twoich słabszych wyników była ubiegłoroczna kontuzja, przez którą nie miałeś normalnego okresy roztrenowania i w sezonie czułeś się przemęczony?
Można szukać bardzo wielu powodów. Ale przygotowując się do sezonu nie kalkulowałem – odpuszczę, nie pojadę, nie zmieszczę się czy po prostu nie dam rady. Choć miałem w tym roku parę upadków, jechałem, nie myśląc o tej kontuzji, także nie zganiałbym wszystkiego na to. Wróciłem po kontuzji, zmieniłem mechanika. Takie nowości były w 2019, ale przeżyliśmy to, a teraz możemy spokojnie patrzeć w przyszłość.
Inną diagnozą były problemy sprzętowe spowodowane przejściem na emeryturę Jana Anderssona. Ile jest w tym prawdy?
To był dla mnie rok przejściowy. Były świetne, szybkie biegi w moim wykonaniu. Początek sezonu wyśmienity, później się pogubiliśmy. W końcówce lepsze biegi z gorszymi się przewijały, bo nawet, jak wygrywałem jeden bieg z dużą przewagą, to w kolejnym przytrafiało się mniej punktów lub zero. Ale teraz ze spokojem patrzymy w przyszłość.
W trakcie sezonu w Twoim teamie było nerwowo, czy staraliście się jednak podchodzić do wszystkiego ze spokojem?
Nerwy pojawiają się, jak nie wychodzi. Były biegi, które dość lekko wygrywałem, osiągałem bardzo dobry czas, a w kolejnych przyjeżdżałem ostatni, więc nerwy w trakcie zawodów się pojawiały. Jednak to już historia.
Stelmet Falubaz był w tym sezonie naszpikowany gwiazdami. Wielu ekspertów przewidywało, że spowoduje to problemy komunikacyjne w parku maszyn. Jak to wyglądało w Twoich oczach?
Atmosferę buduje tak naprawdę wynik drużyny. Kiedy wygrywaliśmy i każdy pojechał na swoim poziomie, to wszyscy byli zadowoleni. Zawodnicy, bo robią punkty, mają z tego pieniądze. Klub był zadowolony, bo wygrywaliśmy mecze, kibice to samo. Wszystko się wtedy napędza. Jeśli każdy zrobił swoją robotę w meczu piątkowym lub niedzielnym, to dopisywały humory.
Sezon skończyliśmy na czwartym miejscu. Uważasz, że to było maksimum, na które było nas stać?
Sport nas trochę wykluczył z walki o medale. Złapaliśmy kontuzję w ostatnim meczu z Toruniem. Nickiego Pedersena zabrakło na play-offach i można tylko zastanawiać się, co by było, gdyby... Po roku 2018, kiedy ledwo, ale utrzymaliśmy się w PGE Ekstralidze, nasza sytuacja kadrowa się poprawiła. Wzmocniliśmy się Martinem Vaculikiem i Nickim Pedersenem. Kibice na pewno też byli wniebowzięci, bo mieliśmy jechać o najwyższe cele. Cele w rzeczywistości były takie, żeby wrócić do play-offów. Ten krok wykonaliśmy. Później trochę zabrakło nam szczęścia i nie wiemy, jakby się zakończył sezon, jeśli jechalibyśmy w pełnym składzie. Cieszmy się z czwartego miejsca, bo na pewno lepiej zająć czwarte miejsce niż spaść z PGE Ekstraligi. Przed nami kolejny sezon i kolejny, żużel będzie się kręcił. Raz pewnie będzie lepiej, raz gorzej.
W Grand Prix, tak jak wspomniałem wcześniej, początkowo byłeś w czołówce. Później było już jednak słabiej i w ostatnich zawodach musiałeś do ostatniego biegu martwić się o miejsce w pierwszej ósemce. Czułeś mocny stres przed zawodami w Toruniu?
Dla mnie ta runda była jak walka o mistrzostwo świata, choć tylko o to, by się utrzymać w top 8. Wywalczone cztery punkty, bo bojach nieziemskich, tym bardziej, że byliśmy pogubieni w końcówce sezonu. Do biegu finałowego czekaliśmy, czy się utrzymamy. Istniało ryzyko, że będę musiał pojechać w biegu dodatkowym, a tak naprawdę już byłem przebrany. Spoglądaliśmy cały czas na Artioma Łagutę, czy wejdzie do biegów półfinałowych, ale jemu się nie udało. Za to Niels Kristian Iversen z dalekiej pozycji zaatakował i do ostatniego wyścigu czuliśmy niepewność, bo jeśli on wygrałby bieg finałowy, jechalibyśmy w dodatkowym o utrzymanie w cyklu. Kamień spadł nam z serca.
W przyszłym roku ósme miejsce nie będzie już bezpieczne. Jak zatem oceniasz zmiany wprowadzone w rozgrywki Grand Prix?
Słyszałem o zmianach, ale teraz mi daleko od spekulacji medialnych i za bardzo nie wiem, co się dzieje. W takim razie będziemy wtedy walczyć o top 6, będą dzikie karty, może pojawią się jakieś nowe pomysły ludzi, którzy zajmą się organizacją cyklu Grand Prix już na sezon 2021. Na razie się tym nie martwię, Na razie żyję z dala od żużla.
Głośno o Tobie było po upadku w Malilli, gdzie cudem uniknąłęś poważnej kontuzji. Pomogli koledzy z toru Fredka i Max Fricka, ale także Twoja szybka reakcja i skulenie nóg. Zrobiłeś to odruchowo, czy może masz ten nawyk wypracowany?
W czasie upadku zawsze staram się zminimalizować straty i skulić się, zwinąć w kulkę, jak piłka, aby kończyny nie latały po całym torze, bo można się poobijać. Mam ten nawyk od dawna zaprogramowany. Łatwiej się wykonuje obroty i uderzenie się bardziej amortyzuje. Tego trzeba się uczyć.
Sezon 2019 za nami, a przed Tobą przygotowania do nowego roku. Masz już wszystko zaplanowane?
Nie zmieniam trybu przygotowań, ponieważ nie miałem w tym roku problemów, nawet mimo tego, że wracałem po kontuzji. Co prawda, ręka zaczęła bardzo późno reagować na ćwiczenia. Nadzieje były w ogóle inne: że wrócę do jazdy po trzech-czterech tygodniach. A tak naprawdę ręka była sprawna po dwóch miesiącach. Zmagałem się z trudną kontuzją, ale po zimie byłem przygotowany do sezonu i nie martwiłem się.
Adam Skórnicki zakończył swoją przygodę w Stelmecie Falubazie, jak będziesz wspominał dwa lata współpracy z nim?
Ciężko mówić tylko o dwóch latach, bo znam Adama od dawna, jeszcze z czasów, kiedy startował z moim tatą w Poznaniu. Pewnie teraz nie będziemy się widywać co tydzień, ale dla mnie zawsze będzie takim samym człowiekiem, pozytywnie odbieranym, zawsze z uśmiechem na twarzy. Taka kolej rzeczy. Miejmy nadzieję, że nasze drogi w żużlu jeszcze się skrzyżują.
W sezonie 2020 trenerem naszej drużyny będzie Piotr Żyto. Jak wspominasz współpracę z nim w sezonach 2009 i 2010? Jak oceniasz tę zmianę?
To dla mnie dawne lata. Wtedy byłem młodzieżowcem, który stawia w żużlu pierwsze kroki, a nie zawodnikiem, który odgrywa ważną rolę w drużynie. Inaczej były też tory przygotowywane. Osiągnęliśmy wówczas świetne rezultaty. Miejmy nadzieję, że tym samym z powrotem Piotra Żyto zdobędziemy sukcesy dla kibiców.