KS Falubaz wygrywa w sobotnie popołudnie przy Sulechowskiej z Czarnymi Browar Witnica 2:0. Po końcowym gwizdku rozmawialiśmy z jednym z bohaterów zielonogórskiego zespołu, Piotrem Andrzejczakiem, który zdobył bramkę na 1:0 zaledwie dwie minuty po wejściu na boisko.
Wygrywamy z Czarnymi Browar Witnica 2:0, choć mecz z pewnością należał do tych cięższych. Tak naprawdę pierwszy celny strzał w tym meczu, twojego autorstwa, dał szczęśliwie prowadzenie.
Tak, dokładnie, tak się mecz ułożył. Wiedzieliśmy, że zespół z Witnicy zawsze się nam stawiał, nawet jak graliśmy w 3. lidze starym zespołem i graliśmy z nimi w Pucharze Polski, to stawiali twarde warunki i dziś też tak było. Troszeczkę sędzia dziś w „starym stylu” gwizdał pod przeciwnika, ale cóż. Fajnie, że wpadła ta bramka, zaraz doszła druga i tak sobie ułożyliśmy spotkanie, że można było to doprowadzić spokojnie do końca.
Wchodzisz na boisko i witasz się w najlepszy z możliwy sposobów - bramką. To chyba był nawet twój pierwszy kontakt z piłką?
Tak, to był pierwszy kontakt z piłką. Pierwszy raz takie coś mi się zdarzyło i oby częściej, choć mam nadzieję, że już od pierwszych minut gry pierwszy kontakt z piłką zamienię na bramkę.
Dla ciebie był to pierwszy mecz w rundzie wiosennej po długim rozbracie z piłką z powodu kontuzji. Był głód piłki? Nie mogłeś się doczekać?
Strasznie. Przez te dwa miesiące, w których nie mogłem pograć z kolegami, to jest dramat, uwierzcie mi. Siadać na trybunie i obserwować lub biegać dookoła boiska, jak w ostatnie w meczu pucharowym z Piastem Karnin i nie móc nic zrobić… Wejść na boisko i pomóc drużynie - to chcę robić, a nie przyglądać się temu wszystkiemu z boku.