Aktualności

Piotr Protasiewicz|Chcemy wrócić do grona najlepszych

- W mojej ocenie pierwsza liga jest w tym roku najmocniejsza w historii. Plan jest prosty, chcemy już po roku wrócić do grona najsilniejszych zespołów. Nie będzie to łatwe zadanie – mówi Piotr Protasiewicz, kapitan Stelmet Falubazu Zielona Góra.

Wiem, że odebrał pan kotka z zielonogórskiego schroniska? Wabi się Pepe?
- To dziewczynka, kotka, ma już imię, wabi się Wiki. Wybrały ją córka Oliwia z żoną. Zamieszka u teściowej.

Opiekuje się pan jakimś mruczkiem?
- Przez dziesięć lat miałem kotka, ale niestety trzeba było go uśpić. Chorował na nowotwór. Moja żona nie poddała się i przez dwa lata walczyła o to, żeby maksymalnie wydłużyć mu życie. Leczyła kotka w najlepszych klinikach, przeszedł nawet tomografię i rezonans. Na szczęście mamy jeszcze innego kota, śpi na mnie i to przez całą noc. Rodzina wolała pieska, ale wiedziałem, że to ja będę musiał wychodzić z nim na spacery, w deszcz i mróz. I wybrałem kota, daje większy luz i swobodę, potrafi się sobą zająć. Tak jak wykrakała córka, to moje oczko w głowie. To już właściwie członek rodziny. Kot ma włosie, bo syn Piotr, alergik ma uczulenie na sierść.

Na pewno kot będzie trzymał łapki za pana i cały zespół i za przygotowania do sezonu. Który już to rok się pan szykuje do walki na torze?
- To mój 33 okres przygotowawczy do sezonu żużlowego. Nie liczę tego po szkółce żużlowej, jeszcze przed zdaniem licencji. Oj, szybko zleciało! Mam wypełniony cały harmonogram dnia i tygodnia.

Wieku się nie wypomina, w czasach równości płci nawet mężczyznom. Tym bardziej, że Pepe jest jak wino. Ale czy przygotowuje się pan inaczej jak młodzi?
- Cieszą mnie takie opinie. Na pewno zmieniła się technika przygotowań. Kiedyś siedziało się cztery razy w tygodniu na siłowni, obecnie są inne zestawy ćwiczeń. Przygotowywałem się z kickboxerami i akrobatami. Muszę bardziej zadbać o ciało, współpraca z moją fizjoterapeutką jest intensywna. Przez lata kariery nie omijały mnie niestety groźne kontuzje. Część z nich pozostawiła ślad już na stałe i to jest niestety pięta achillesowa tych przygotowań. Robię jednak to samo co 20-letnie chłopaki i nie ma zmiłowania! Muszę jednak uważać, żeby nie przeciążyć części lędźwiowej ciała, bo to mogłoby się źle skończyć.

Nie będziemy wracać do poprzedniego sezonu, ale po upadku długo dochodził pan do siebie.
- Regeneracja ciała jest jednak dłuższa, bo wiadomo natury nie da się oszukać. Zauważyłem to po 35. roku życia. Po upadku na początku sezonu, miałem dwa miesiące „dziury” ze słabszą jazdą. Nie ma co się oszukiwać, kiedyś ta dziura była mniejsza. A tak pechowo się złożyło w ostatnich trzech latach, że w momencie kiedy dochodziłem do siebie, drużyna miała jeszcze kumulacje meczów.

Pewnie do znudzenia słyszy pan pytanie, czy Stelmet Falubaz Zielona Góra jest faworytem do awansu?
- Może to troszkę utarty slogan, ale piękno sportu właśnie polega na tym, że nie zawsze wygrywają faworyci. To nie piłka nożna czy koszykówka, gdzie mamy na ławce rezerwowych dwóch, trzech dobrych zawodników na jedną pozycję. W żużlu kadra jest krótka i jedna kontuzja może zmienić oblicze zespołu. W mojej ocenie, pierwsza liga jest w tym roku najsilniejsza w historii. Tak się złożyło, że Stelmet Falubaz w niej wylądował. Plan jest prosty, chcemy już po roku wrócić do grona najsilniejszych zespołów. Nie będzie to łatwe zadanie.

Bydgoszcz z Zagarem, Miedzińskim, Bjerre i Jeleniewskim jest mocna, ale chyba to nie jedyny groźny rywal Stelmetu Falubazu Zielona Góra?
- Piekielnie silne jest Krosno z Musielakiem, Szczepaniakiem, Lebiediewem i Milikiem. Wzmacniają formację juniorską i U-24. Na ich torze bardzo rzadko się jeździ, dla większości z nas jest nowy. Czarnym koniem może być Start Gniezno. Ambicje ekstraligowe od zawsze ma też ROW Rybnik. W Łodzi jeszcze nigdy nie jeździłem. To nowy obiekt, na którym nie startowałem nawet podczas eliminacji Indywidualnych Mistrzostw Polski. Poczuję się jak nowicjusz, w końcu na naukę nigdy nie jest za późno. Przepisy wprowadzone przez Ekstraligę spowodowały, że kilku zawodników, którzy spokojnie mieli miejsce w dobrych zespołach, wypadło ze składu, tym samym wzmacniając pierwszą ligę.

Najmocniejsze strony nowych nabytków Stelmetu Falubazu Zielona Góra?
- Buczek i Rohan Tungate są walczakami, nigdy nie odpuszczają. Takich jeźdźców potrzebuje drużyna i kibice. Znam ich bardzo dobrze. Pamiętam jak Buczkowski zaczynał w Bydgoszczy, jak byłem wówczas podstawowym zawodnikiem Polonii. Buczkowski to ukształtowany zawodnik, zdobył wiele medali.

Mamy wzmocnioną formację juniorską?
- To była nasza słaba strona. Nie widziałem jeszcze Dawida na torze. Wierzę jednak w to, że będzie motorem napędowym dla naszych wychowanków i zmobilizuje ich do lepszej jazdy.

Żal Patryka Dudka?
- Pewnie, to jeden z najlepszych polskich zawodników, ale rozumiem go, chciał jeździć z najlepszymi. Przez kilka lat w Zielonej Górze trzeba będzie sobie radzić bez niego.

Jak u pana ze sprzętem, kto będzie tunerem?
- Nic się nie zmieniło. Moje silniki przygotowuje Ryszard Kowalski wraz z ekipą. Część sprzętu zostawiłem, nowy jest zamówiony. Ufam tunerowi i całemu teamowi.

W tym roku koncentruje się pan tylko na polskiej lidze.
- Tak. W zeszłym startowałem jeszcze w Danii.

To już ostatni sezon Pepe?
- Na koniec sezonu przyjdzie czas na podsumowanie i podjęcie decyzji. Na razie koncentruję się na tym, żeby jak najwięcej dać swojej drużynie. Wiadomo jest już bliżej niż dalej.

Mnie bardziej ciekawi, czy myśli pan o papierach trenerskich?
- Chętnie pomogę chłopakom, ale zawodu trenera na pewno nie chciałbym wykonywać w najbliższych trzech, czterech latach. Są plany na życie po żużlu, ale za wcześnie jeszcze na konkrety. Teraz z chłopakami walczę o powrót do Ekstraligi!

Dziękuję za rozmowę.
Rafał Krzymiński