Tomasz Walczak od sezonu 2016 pełni funkcję kierownika naszej drużyny. Jak sam przyznaje, jest to dla niego zaszczyt, choć wiąże się ze sporym stresem oraz poświęceniem prywatnego czasu.
Jak się pan pojawił w naszej drużynie?
- Moja obecność w Falubazie sięga lat, kiedy juniorami byli Rafał Kurmański i Dawid Kujawa. Tego ostatniego po raz pierwszy wspierałem w roku, kiedy zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. Później miałem trochę odpoczynku od speedway’a, by w 2013 roku pomagać Piotrowi Żyto w roli kierownika drużyny Kolejarza Rawicz. Tam poznałem naszych obecnych zawodników, Jasona Doyle’a i Sebastiana Niedźwiedzia. W 2014 roku współpracowałem z Adamem Strzelcem, a później z Arkiem Potońcem. W grudniu 2015 roku pojawiła się propozycja objęcia funkcji kierownika drużyny, którą otrzymałem od Zarządu Klubu. Z racji tego, iż żużel to moja największa pasja, z wielką radością przyjąłem ten zaszczyt.
Czym zajmuje się kierownik drużyny przed meczem i w trakcie?
- W teorii obowiązkiem kierownika drużyny jest zgłoszenie zespołu do zawodów, a także reprezentowanie go w trakcie meczu, czyli zgłaszanie zmian, składu biegów nominowanych, a w razie potrzeby składanie protestów. W praktyce moja rola nie ogranicza się tylko i wyłącznie do funkcji kierownika drużyny. Mimo moich obowiązków zawodowych, większą część tygodnia poświęcam na sprawy klubowe. Formalności związane ze startami indywidualnymi naszych zawodników, organizacja treningów i zaplecza medycznego, współpraca z toromistrzem Adamem Wareckim, czy zapewnienie hoteli dla zespołu, to tylko kilka ze spraw, z którymi spotykam się na co dzień.
Jak wspomina pan swój debiut w tej roli w meczu wyjazdowym w Toruniu?
- Nie będę ukrywał, że mecz w Toruniu był dla mnie wielkim stresem i przeżyciem, jednak patrząc z perspektywy czasu, stał się doskonałym doświadczeniem. Jestem
przekonany, że żadna teoria nie zastąpi praktyki nabieranej w trakcie zawodów. Bardzo duże wsparcie mam również od Michała Żuka i Tomka Szymankiewicza, co pozwala spokojniej podchodzić do każdego kolejnego meczu.
Ostatnio sporo było zamieszania w związku ze startem Sebastiana Niedźwiedzia w meczu z Betardem Spartą Wrocław. Oczywiście, Ekstraliga nie odjęła jego punktów, bo z naszej strony nie było żadnych uchybień, ale jak pan radzi sobie z takimi sytuacjami?
- Sprawa Sebastiana „wypłynęła” przy okazji meczu w Grudziądzu. Zrobiło się spore zamieszanie, co jak wiemy chciała wykorzystać drużyna z Wrocławia, a początkowo i kierownictwo Grudziądza. Ostatecznie sprawa odwołania została oddalona, co świadczy o tym, że formalności związane z badaniami naszego zawodnika były zachowane. Od samego początku byłem spokojny i przekonany, że pozasportowe próby zdobycia punktów przez naszych przeciwników nie mają prawa powodzenia.
Jak układa się współpraca z trenerem Cieślakiem?
- Trener Marek Cieślak to wielki autorytet w dziedzinie żużla, a ja mogę uczyć się od najlepszego trenera w Polsce. Mam określone zadania i staram się je wypełniać jak najlepiej. Życzyłbym sobie, aby nasza współpraca przebiegała do końca sezonu tak, jak dotychczas.
No i wszystkich pewnie ciekawi, czy Niels Kristian Iversen miał defekt podczas Derbów Ziemi Lubuskiej i jaka była pana reakcja?
- Zarówno ja, jak i pewnie wszyscy kibice, z wyjątkiem tych z Gorzowa, widzieli defekt Iversena. Niestety, decyzję podejmuje sędzia, który poinformował mnie o tym, że o defekcie nie ma mowy. Telefon przez chwilę zrobił się „gorący”, ale szybko musiałem uspokoić emocje.