Szacunek to słowo klucz, które w rozmowie z Tomaszem Gollobem często pojawiało się w odniesieniu do Piotra Protasiewicza. Obaj to znakomici i utytułowani żużlowcy, którzy przez lata tworzyli piękną
historię czarnego sportu w Polsce i na świecie.
Wiele lat z Piotrem reprezentowaliście Polonię Bydgoszcz. Jakie relacje tak naprawdę między Wami panowały, bo domysłów na ten temat było sporo.
Domysły i pomysły różnych osób, mediów o tym, jakie były nasze kontakty, chcę zostawić za sobą. Relacje z Piotrem zawsze były pozytywne, a jako sportowcy się napędzaliśmy. Obaj chcieliśmy dla swojej drużyny jechać jak najlepiej, jak najszybciej i wzajemnie się dopingowaliśmy w sposób jak najbardziej sportowy. Oczywiście, w zawodach indywidualnych byliśmy przeciwnikami, ale zawsze zachowywaliśmy wobec siebie szacunek.
Jakim po latach Piotr stał się zawodnikiem?
To nienaganny sportowiec, zawsze profesjonalny, zaangażowany, w 100 procentach wykonywał swoje zadania na torze. Startował w wielu prestiżowych i ważnych zawodach, jak Grand Prix, Mistrzostwa Polski i świata. Jest dzięki temu multimedalistą wielu rozgrywek. Pokazał temu światu, że jest człowiekiem wartościowym i wiele zrobił, aby zbudować pozytywny wizerunek naszej dyscypliny w klubach, w których startował.
Może Pan przytoczyć jakąś ciekawą opowieść, dotyczącą wspólnych startów?
Utkwiło mi w pamięci, że gdy jako młody zawodnik pojawił się w Polonii, powiedział, że chce być najlepszy i z każdym wygrywać. Z powodzeniem to osiągał. Zdobył wiele trofeów i dziś, gdy kończy karierę, może czuć się spełniony.
Czego chciałby Pan życzyć Piotrowi na zakończenie kariery i na wielki finał?
Piotr zachował się wobec mnie jak człowiek, który ma olbrzymie serce i rozwagę. To, że byliśmy konkurentami na torze, nie zaważyło na tym, by mieć ze sobą pozytywne relacje.
Czego więc mu życzyć?
Żeby nie opuszczało go szczęście w dalszym życiu zawodowym oraz prywatnym. Życzę mu też spokoju, bo w sporcie raczej się go nie zazna oraz, żeby zrealizował swoje plany.
fot. Łukasz Trzeszczkowski