- Potrafię odciąć się od hejtu, bo wiem, że jednak damy radę, zbudowaliśmy mocny skład na pierwszą ligę i za rok chcemy cieszyć się z powrotu do żużlowej elity – mówi Wojciech Domagała, prezes ZKŻ SSA.
Od spadku drużyny minęło kilka miesięcy. Jak pan radzi sobie z wszechobecnym hejtem? Na jednym z tzw. eksperckich portali wyczytałem, że prezes Domagała jest grabarzem zielonogórskiego żużla.
- Trudno odnieść się do wszystkich nieprzychylnych komentarzy, które padają od anonimowych osób w Internecie. Hejtują, pomimo tego, że najczęściej obce im są realia, w jakich funkcjonuje profesjonalny klub sportowy. Krytykując zarząd klubu, przy okazji załatwiają różne interesy. Podchodzę do tego ze spokojem, potrafię odciąć się od hejtu. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że uderzają w moją rodzinę. I tego w żadnym wypadku nie mogę tolerować. Zapraszam wszystkie „odważne” przy klawiaturze osoby, aby przyszły do klubu i prosto w oczy powiedziały, co im się nie podoba. Chciałbym ich zapytać: co wy robicie dla zielonogórskiego żużla?
Czyli żaden z krytyków osobiście nie przedstawił zarzutów wobec pana?
- Mam takie wrażenie, że przez ostatnie lata nasi oponenci nieustannie wracają do przeszłości, wytykają każdą błędną decyzję. Nie usłyszałem jednak pomysłów na powrót zespołu do dawnej potęgi. Co ciekawe, największa fala krytyki spotyka mnie od osób, z którymi przez lata działałem w klubie. Klub żużlowy to nie moje miejsce pracy, choć zadomowiłem się w nim już 18 lat. Jestem prawnikiem, prowadzę własną kancelarię. Żużel jest moją pasją. Zresztą w klubie pozostała spora część dawnej załogi, ci ludzie są z nami na dobre i na złe.
Zarząd zrobił po spadku rachunek sumienia?
- Rachunek sumienia robiliśmy przez cały sezon, na bieżąco staraliśmy się poprawić sytuację. Zabrakło nam tzw. sportowego szczęścia i nie jest to z mojej strony wygodna linia obrony. W zawodowym sporcie nie wszystko da się przewidzieć, matematycznie obliczyć. Drużyna, nie tylko w mojej ocenie nie była słaba, bez problemu powinna się utrzymać w żużlowej elicie. Zespół jednak przez cały sezon nie pojechał na 100 procent swoich możliwości z tzw. obiektywnych przyczyn. A były to: kontuzje Piotra Protasiewicza i Mateja Zagara, problemy sprzętowe Maxa Fricka, złamana ręka Mateusza Tondera. Spadek jest wynikiem braku jednego punktu biegowego. Kilka spotkań: z Lublinem, Częstochową i Lesznem przegraliśmy minimalnie 44:46. Jeden z członków naszego sztabu szkoleniowego wyliczył, że drużyna powininna mieć przynajmniej 12 dużych punktów meczowych. Nie poddajemy się jednak, stawiamy na szkolenie młodzieży!
Zatrzymajmy się przy żużlowym narybku. Kiedy doczekamy się następcy Piotra Protasiewicza?
- Działamy! W tym roku nasza szkółka żużlowa, po raz pierwszy od wielu lat przeprowadziła spore nabory i to mimo pandemii. Śmiało mogę powiedzieć, że obecnie pod względem szkolenia juniorów jesteśmy czołowym ośrodkiem w Polsce. Chłopakom nie brakuje dobrego sprzętu. Współpracujemy z klubem Pitbike 51, dzieciaki oswojone z małymi motorkami są naturalnymi kandydatami do jazdy na żużlu. Zorganizowaliśmy pierwszy pokazowy trening adeptów, zaprosiliśmy dziennikarzy, pojawiło się na nim ok. 300 kibiców. Przez naszą szkółkę przewinęło się 50 chłopców. Mamy 18 adeptów, a dodam, że przed sezonem było ich tylko pięciu. Oczywiście, nie zbudujemy w rok, dwa potężnego ośrodka żużlowego. Szkoda, że zabraknie nas w Ekstralidze, bo otrzymalibyśmy dodatkowe pieniądze na rozwój żużla. Ponadto przebudowaliśmy sztab szkoleniowy, warsztat. Sezon się skończył, ale szkółka nie próżnuje. Mamy kilku obiecujących adeptów, dobrze radzą sobie w klasie 250, jeden z nich zda licencję na 500. Nasza formacja juniorska poradzi sobie w pierwszej lidze. Do Fabiana Ragusa i Nila Tufta dołącza Dawid Rempała z Unii Tarnów. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim sponsorom, którzy angażują się w szkolenie młodzieży, w tym Miastu Zielona Góra.
Krytycy wytykają zarządowi, że rok wcześniej wypuścił Martina Vaculika. Teraz media podają, że dzięki pana skutecznym negocjacjom w klubie został Max Fricke. Jak to mówią, od zera do bohatera?
- W klubie nie stawiamy na gwiazdy, a na dobrą organizację i zgrany zespół. Kontrakt Maxa, to nie tylko moja zasługa, ale także wszystkich współpracowników. Szkoda, że krytycy nie zastanawiają się, kto w przeszłości negocjował kontrakt z Jasonem Doyle'm i Gregiem Hancockiem. Za udane negocjacje odpowiedzialny był cały zespół ludzi, w jego składzie byłem i ja. Ale nie mówię to po to, aby się promować. Z Vaculikiem rozmawialiśmy w lutym 2020 roku, czyli zanim przyszła pandemia. Nie „spaliśmy”, nie siedzieliśmy bezczynnie, co nam się teraz zarzuca, a pracowaliśmy. Martin nie pokłócił się z nami, nie odszedł z powodów finansowych, po prostu chciał jeździć w jednym zespole z Bartkiem Zmarzlikiem, aby stać się jeszcze lepszym żużlowcem. Teraz zarzuca nam się beznadziejny kontrakt z Zagarem, ale nie pamięta się już, że w 2016 r. ściągnęliśmy do Zielonej Góry Doyle'a, który odjechał kapitalny sezon. A przypomnę, że w tym czasie Jason był w Australii i rehabilitował złamane kręgi szyjne, czyli chyba jednak mieliśmy nosa. Relacje i negocjacje z zawodnikami czasem buduje się latami, nie wystarczy powiedzieć: jestem fajnym gościem z Falubazu, tu jest umowa do podpisania. Każdy zgrzyt, niejasności przy podpisywaniu umowy mogą spowodować, że dany klub traci argumenty w rozmowach z potencjalnymi zawodnikami.
W Internecie krążyły opinie, że zniszczono magię klubu, nie ma wizji rozwoju tego sportu, ani żadnego pomysłu na funkcjonowanie.
- Magia pochodzi z trybun, a nie budynku klubowego. W pierwszej dekadzie XXI wieku zrobiła się moda na Falubaz. Ten klub to dobro Zielonej Góry i południowej części regionu, a jego magia się nie ulotniła. Pandemia pokrzyżowała nasze plany, ale wszystkie kluby do minimum ograniczyły akcje marketingowe. Musimy szanować życie i zdrowie kibiców. Zwróćmy jednak uwagę, że z uwagi na koronawirusa, na wszystkich stadionach mamy odpływ widzów, część boi się przychodzić na stadion.
Można zaryzykować stwierdzenie, że atmosfera na trybunach stała się „letnia”?
- Absolutnie nie, bowiem mamy wielu kibiców zaangażowanych od pokoleń. Ale nie da się ukryć, że nowe pokolenie ma nieco inny poziom entuzjazmu, funkcjonuje w innej rzeczywistości. Teraz wiele osób woli zostać w domu i obejrzeć jednego dnia kilka spotkań w różnych ligach. A przy okazji przy grillu porozmawiać z sąsiadem. Dawniej nie było takiego hejtu, kiedy spadaliśmy, ale to wynika z tego, że jesteśmy po złotej erze zielonogórskiego speedwaya. I trudno nam się przyzwyczaić, bo spadliśmy z wysokiego konia. Ale spokojnie, ogarniemy to! Wszystkie ręce na pokład. Nikt z nas nie ma monopolu na wiedzę i dobre rozwiązania. Liczy się praca zespołowa.
Dlaczego nie udało się zatrzymać Patryka Dudka?
- Patryk powiedział nam, że dla niego liczy się rozwój sportowy, a taki może dać mu tylko jazda w Ekstraklasie. Zaoferowaliśmy mu dobry kontrakt, potężne wsparcie sponsorów. Kibice prowadzili akcję prosząc go o pozostanie w Falubazie. Na poziomie organizacyjnym i finansowym Patryk pozostałby zawodnikiem ekstraligowym. Szanujemy jego decyzję. Chcieliśmy, aby podpisał kontrakt na najbliższe dwa sezony. Wierzymy, że w 2023 r. Patryk do nas wróci.
Wszyscy zawodnicy są spłaceni? Jak wyglądają klubowe finanse?
- Klub nie ma zadłużenia. W mojej ocenie komuś bardzo zależy, aby dolewać oliwy do ognia i wywołać zamieszanie wokół nas. To nam nie służy w momencie, kiedy budujemy zespół na Ekstraligę.
O sponsorów w dobie pandemii pewnie niełatwo. Jak udało się przetrwać ostatnie dwa lata?
- Przez covid niektórzy sponsorzy ograniczyli pomoc, niektórzy zrezygnowali, jednak większość sponsorów nadal jest z nami, a co ważne, pozyskaliśmy też nowych. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy zostali z nami w tym trudnym okresie i tym, którzy do nas dołączyli. Dziękujemy też Miastu Zielona Góra i kibicom, którzy przychodzą na mecze.
Podczas ostatniego meczu doszło do awarii oświetlenia. Jakie są jej konsekwencje?
- Zagrożenie dla kibiców było poważne. Zleciliśmy ekspertyzy budowlane, aby się dowiedzieć, jaki powinien być zakres remontu. Być może będzie konieczność wymiany całego słupa. Nie znamy jeszcze kosztów. Nie ma jednak zagrożenia, że stadion przy W69 nie zostanie przygotowany do sezonu. Zapraszamy kibiców, żeby przychodzili na mecze i tworzyli magię.
Zakłada pan inny scenariusz niż brak awansu?
- Zrobiliśmy wszystko, aby zbudować mocny zespół. Konkurenci, głównie z Krosna i Bydgoszczy jednak nie próżnowali, mają dużą siłę rażenia. Piotr Protasiewicz, Krzysztof Buczkowski, Max Fricke, Rohan Tungate, Dawid Rempała, Jan Kvech, Fabian Ragus, Dawid Pawliczak. Te nazwiska świadczą, że mamy duży potencjał. Budujemy zespół na przynajmniej dwa lata.
Na koniec troszkę prywaty. Lubię zapisywać wyniki w papierowych, oryginalnych programach żużlowych. Jestem też ich kolekcjonerem. Jest szansa, że powrócą?
- Mógłbym powiedzieć, że zrezygnujemy z papieru, bo stawiamy na ekologię. Dla naszego lidera Maxa Fricke ochrona środowiska jest bardzo ważna, namawia do ratowania żółwi, walki z plastikiem w ocenach. Programy żużlowe wstrzymaliśmy z uwagi na ograniczenia liczby kibiców na stadionie. I nie było wiadomo, ile ich wydrukować. Programy powrócą, bo szanujemy kolekcjonerów. Sam mam pokaźną kolekcję z zawodów z lat 80., na które chodziłem z tatą.
Dziękuję za rozmowę.
Rafał Krzymiński